środa, 29 grudnia 2021
Radek Rak mówi
Wyobraźnia jest wrogiem duchowości.
- Brak mi wyobraźni, by to pojąć.
Jeśli (...) duchowość daje ci siłę i zdolność do przetrwania, to pytanie o prawdziwość metafizycznych twierdzeń tracą rację bytu.
- Zgoda. Dramat zaczyna się wtedy, gdy czyjeś metafizyczne twierdzenia stają się częścią systemu prawnego i finansowego.
Cytaty pochodzą z Przekroju nr 1/2022.
Mesjasz Diuny (Frank Herbert)
Drugi tom z cyklu Diuny jest najkrótszy ze wszystkich. Tylko czterysta stron? Czytelnicy byli zawiedzeni. Herbert rzekł sobie: jeśli chcą więcej, będą mieli więcej. Nie mam pewności, że wyszło to na dobre, bo przy pewnej wprawie można lać wodę, pisać te kolejne rozdziały, w których nie dzieje się nic poza rozmyślaniami tej czy innej postaci. Jak pamiętamy z końcówki pierwszego tomu, po udanej akcji zdetronizowania imperatora i zajęcia jego miejsca Paul Atryda z przerażeniem przyglądał się, jak z towarzysza w walce staje się obiektem kultu dla fremenów. Akcja zaczyna się w dwunastym roku rządów Paula, kiedy zakończył się fremeński dżihad, którego liczba ofiar przyćmiła dokonania dwudziestowiecznych totalitaryzmów. Pytanie, czy można było to powstrzymać? Odpowiedź, że tak, oczywiście, jest raczej naiwna. Niegdyś pustynna planeta Arrakis zaczyna się zielenić i choć było to marzenie fremenów, wielu z nich to się nie podoba. Spiski sił zewnętrznych, Gildii, Bene Gesserit i Tleilaxan, mają wsparcie na samej Diunie. Już w tym tomie pojawia się sklonowany Duncan Idaho, co tłumaczy późniejsze przywiązanie Leto, syna Paula, przyszłego Boga Imperatora, do tej postaci. U boku Paula przedwcześnie dojrzała Alia stała się drugim obiektem kultu, co bynajmniej nie sprawia jej przykrości. Jej wsparcie jednakże nie powstrzymało upadku brata. Władca galaktyki, oślepiony Paul Atryda zakończył swoje panowanie odchodząc na pustynię, co wygląda na przejaw beznadziejnego idealizmu. Ale to tylko z pozoru, bo z innego punktu widzenia była to decyzja na wskroś pragmatyczna. Paul zapłacił za swoje błędy, by jego następca się ich ustrzegł. I to się udało, nawet lepiej niż ktokolwiek przypuszczał.
[1237]
Zbytnia dociekliwość szkodzi prawdzie.
– stare przysłowie fremeńskie
[1249]
Matka wielebna oddawała się medytacji pradźńa na przemian ze studiowaniem tarota.
Pradźńa - w buddyzmie mądrość powstająca z doświadczenia wglądu i zrozumienia. Jest jedną z sześciu paramit (cytat z wikipedii). Czy Sherlock Holmes praktykował pradźńę?
[2983]
Zawiłe formułowanie przepisów prawnych wzięło się z potrzeby ukrywania przed samymi sobą, że my, drapieżcy, kierujemy się prawem dżungli. Między pozbawieniem kogoś godziny życia a pozbawieniem go życia jest jedynie różnica stopnia. Zadajesz komuś gwałt – pożerasz jego energię. Wymyślne eufemizmy mogą ukazywać zamiar zabójstwa, lecz za wszelkim użyciem siły przez jednego człowieka wobec drugiego stoi elementarny aksjomat: „Żywię się twoją energią”.
– addenda do Rozporządzenia imperialnego, Imperator Paul Muad’Dib
[3347]
Tibana, apologeta chrześcijaństwa sokratycznego, pochodzący przypuszczalnie z IV Anbusa, żył na przełomie ósmego i dziewiątego wieku przed Corrinami, prawdopodobnie w czasie drugiego panowania Dalamaka. Z prac Tibany zachowały się jedynie fragmenty, wśród nich następujący passus: „Dusze wszystkich ludzi zamieszkują to samo pustkowie”.
– z Diunariusza Irulany
[1237]
Zbytnia dociekliwość szkodzi prawdzie.
– stare przysłowie fremeńskie
[1249]
Matka wielebna oddawała się medytacji pradźńa na przemian ze studiowaniem tarota.
Pradźńa - w buddyzmie mądrość powstająca z doświadczenia wglądu i zrozumienia. Jest jedną z sześciu paramit (cytat z wikipedii). Czy Sherlock Holmes praktykował pradźńę?
[2983]
Zawiłe formułowanie przepisów prawnych wzięło się z potrzeby ukrywania przed samymi sobą, że my, drapieżcy, kierujemy się prawem dżungli. Między pozbawieniem kogoś godziny życia a pozbawieniem go życia jest jedynie różnica stopnia. Zadajesz komuś gwałt – pożerasz jego energię. Wymyślne eufemizmy mogą ukazywać zamiar zabójstwa, lecz za wszelkim użyciem siły przez jednego człowieka wobec drugiego stoi elementarny aksjomat: „Żywię się twoją energią”.
– addenda do Rozporządzenia imperialnego, Imperator Paul Muad’Dib
[3347]
Tibana, apologeta chrześcijaństwa sokratycznego, pochodzący przypuszczalnie z IV Anbusa, żył na przełomie ósmego i dziewiątego wieku przed Corrinami, prawdopodobnie w czasie drugiego panowania Dalamaka. Z prac Tibany zachowały się jedynie fragmenty, wśród nich następujący passus: „Dusze wszystkich ludzi zamieszkują to samo pustkowie”.
– z Diunariusza Irulany
The Christmas Setup
W tej choinkowej produkcji wszystko jest jeszcze bardziej choinkowe. Gej Hugo wraca do domu ze swoją najlepszą przyjaciółką, a jego urocza mama próbuje zeswatać go z Patrickiem, który jest przystojny, uroczy i majętny mimo młodego wieku. W czasach królowej Wiktorii każda matka chciałaby wydać córkę za kogoś takiego, z małym wyjątkiem ludzi z nizin społecznych. W poprzednim filmie był jakiś konflikt, w tym w zasadzie nie ma, a rozterka sprowadza się w głównej mierze do dylematu: miłość czy kariera. Perypetie bohaterów przypominają opłakany stan postaci z Gombrowicza, która chciałaby zjeść eklerka i bezę, ale jest zbyt najedzona, by zjeść oba ciastka. Jest oczywiście moment grozy, kiedy mniej rozgarnięty widz mógłby zapłakać nad nieszczęśliwym losem, który rozdzieli zakochanych, ale rzecz wyjaśnia się szybko i przewidywalnie. Wszyscy co chwilę się ściskają, dodają sobie otuchy, przepraszają za drobiazgi, uśmiechają się do siebie, a jeśli dokuczają, to tylko w żartach. Od samego początku śliczny Patrick robi maślane oczęta do raczej przeciętnego Hugo, a jeśli ktoś powie, że obrzuca go wzrokiem pożądliwym, to jedynie miłości pożądliwym, bo o żadnym seksie mowy nie ma, nawet w finałowym pocałunku. Nieraz pytałem, czemu to nie kręci się filmów o ludziach, którzy są szczęśliwi od napisów wstępnych do końcowych. Myliłem się, kręci się takie filmy.
L do L (Teatr STU)
Jedno L to Lem, a drugie - Lipska. Poznali się w Wiedniu, dokąd uciekł Lem z Polski stanu wojennego. Później wrócił, ale kontaktu nie zerwali, wysyłając do siebie wiele listów. W spektaklu toczy się pozorny dialog. Lem ustami Olafa Lubaszenki (bardzo udanie skądinąd) cytuje swoje uwagi na przykład o snach, a Lipska odpowiada swoimi wierszami wyśpiewanymi przez Beatę Rybotycką. Teksty Lema bronią się, choć ich dobór sugeruje lekką autocenzurę twórców spektaklu. Nie ma żadnej jego opinii, która mogłaby nie spodobać się biskupom lub ajatollażkom Godek i Pawłowiczównie. Z kolei piosenki brzmią momentami dobrze, choć zdarzało się wrażenie, że słucham rymowanek w stylu księdza Baki. Madonny Demarczyk to jednak wybryk geniuszu, daleki od sztampy, jaką na ogół jest poezja śpiewana. Po spektaklu zostajemy z przekonaniem, że między obiema postaciami nigdy nie zaistniała żadna różnica zdań. Podsumowując, było miło, ale bez twórczego fermentu.
Dashing in December
Podobno film był projektem Andie MacDowell, która zapewne ma swoje powody, by kręcić miłe dla gejów filmy. Lub - tu czytać głosem księdza Skargi - forsować agendę homośrodowisk niszczących zdrową tkankę współczesnych społeczeństw. A to, że jednym z punktów programu bożonarodzeniowej wizyty Wyatta u mamy jest wspólne wyjście do kościoła, jest tylko mydleniem oczu. Tak naprawdę wątek homo jest podporzadkowany opowieści choinkowej, po wielu latach gej Wyatt przyjeżdża na święta z Nowego Jorku do rodzinnej farmy w Colorado, a głównym jego celem jest namówienie matki do sprzedaży farmy, czyli zagranie w stylu Scrooge'a z Opowieści wigilijnej, do której znajdziemy lekkie aluzje. Pomysł nie podoba się Heathowi, też gejowi, który pracuje na farmie od paru lat, ale on akurat niewiele ma do gadania. Między facetami dochodzi do spięć, choć później będzie nawet słodko, aż do czasu gdy Wyatt wygarnie wszystkim prawdę w oczy, ale później przejrzy na oczy i... wiadomo co. Hm, cofam, bo to brzmi, jakby nam pokazali jakieś wyuzdane sceny łóżkowe, tymczasem zobaczyliśmy coś znacznie gorszego (przynajmniej w pojęciu prawiczków nawołujących do „nieobnoszenia się”), czyli publiczny pocałunek. Prócz pocałunków źródłem największego zgorszenia może być scena, gdy Wyatt z torsem półboga spłoszył się na widok gołego Heatha w łazience, której nikt normalny przecież nie zamyka od środka. Klimaty są mocno w stylu country, bo, jak widzimy, w Colorado popularne są zbiorowe tańce synchroniczne w stylu polki, ale nie w wodzie, dzięki czemu można mieć mile złudzenie, że oglądamy historię prawdziwą, a nie kolejną christmasową bajkę.
Simona K. Wołająca na puszczy (Teatr Słowackiego)
Wyobrażam sobie okoliczności, w jakich opowieść o Simonie Kossak byłaby nudna i usypiająca. Nie ona jedna miała niewydarzonych rodziców i niezbyt przyjemną siostrę. Oczywiście wyróżniało ją pochodzenie z arystokratycznej rodziny Kossaków, zarówno w sensie genealogicznym, jak i artystycznym. Z kolei jej rozterki życiowe, ta młodzieńcza szamotanina na progu dorosłości w powojennej Polsce - to już nic tak szczególnego. Długa była droga Simony do wybitnej uczonej biolożki, ale można rzec, że udało jej się znaleźć życiową pasję. Nie wszyscy mają w życiu tyle szczęścia. To wszystko za mało, by było ciekawe, ale ponieważ monodram wykonuje Agnieszka Przepiórska, która nawet książkę telefoniczną odegrałaby z pasją przykuwającą uwagę widzów, żywot Simony wydaje nam się niezwykły i poruszający. Nawet w finałowej scenie poetyckiego odlotu, a raczej, by tak rzec, zespolenia z puszczą.
Szef roku czyli El buen patrón
Szefem jest niejaki Blanco, który kolekcjonuje nagrody i wyróżnienia przyznawane w różnych kategoriach przez organizacje i czasopisma. Obecną jego fiksacją jest nagroda dla szefa roku, w domyśle takiego, który stwarza najbardziej przyjazne warunki pracy. Jeśli tryb weryfikacji laureata tej nagrody wygląda jak w filmie - w co nie uwierzyłem nawet przez sekundę - to mógłby ją zdobyć Stalin za jeden z gułagów. W tygodniu przed wizytą komisji konkursowej w firmie Blanca mają miejsce pożałowania godne zdarzenia. Wychodzi na jaw niekompetencja starego pracownika, podczas gdy inny, właśnie wyrzucony, organizuje hałaśliwy protest przy wejściu do zakładu, z kolei niewinny biurowy romansik okazuje się brzemienny w konsekwencje. W tym ostatnim wątku jesteśmy blisko komedii, którą rzekomo jest ten film, bo w innych jest znacznie bliżej do kina moralnego niepokoju - co tam niepokoju, raczej moralnej paniki. (Kino moralnej paniki - brzmi dobrze.) Hiszpania jest dumna z tego filmu do tego stopnia, że proponuje go do Oskara zamiast najnowszej produkcji Almodóvara. Oskara bym mu nie dał, ale za motyw z baletu Romeo i Julia Prokofiewa przyznałbym mu Honzika w Karlovych Varach w kategorii „najlepsza rola drugoplanowa rasowo zdywersyfikowanego mężczyzny w scenach seksu”.
Str8UpGayPorn donosi
Główny temat tego serwisu to wydarzenia ze świata pornobiznesu w wersji homo. Jasne jest, że nie wszyscy muszą się przejąć sensacyjnymi doniesieniami o tym, że Malik Delgaty i Bo Sinn zadebiutowali przed kamerami jako pasywi, a Darenger McCarthy, znany jako proepidemik, poplecznik MAGA i gay-for-pay, wystąpił w trójkącie. Prócz tych informacji S8UGP prowadzi rubrykę informacji ze świata. Dowiedziałem się dzięki nim, że była posiadłość Madonny jest obecnie własnością Gunthera III, owczarka niemieckiego, który wystawił ją na sprzedaż. Z intensywnością ocierającą się o obsesję portal donosi o parze Epsteina i Maxwell, którzy po latach zasłynęli z organizowania pedofilskich spotkań, a dzięki swoim wpływom zdołali uzyskać błogosławieństwo papieża JP2. Dziadunio mógł nie wiedzieć, kogóż to powierza boskiej łasce, ale czemu opatrzność nie szepnęła mu do ucha: hej, Jasiu Pasiu, nie zadawaj się z nimi, bo to nie towarzystwo? Mam dość ugruntowane podejrzenie czemu, ale tym razem się powstrzymam przed rozwinięciem tematu. Jak sugerowano w Nowym Pomponie, dziewictwo warto zachować przynajmniej raz w miesiącu.
Widziałem w Operze Krakowskiej
Jestem operowym dyletantem, więc klasyczne dzieła w rodzaju Cyganerii lub Madame Butterfly (po czesku Pani Motylkowej) są dla mnie nowością. Opera Krakowska robi przedstawienia „po bożemu”, z przepychem tam, gdzie być powinien, bez dziwactw, bez ingerencji w libretto, a często wręcz efektownie, jeśli nie efekciarsko, o co nie mam cienia pretensji. Muszę przyznać, że nieco się pogubiłem w fabule Cyganerii, czy chorowita Mimi z miłości wróciła do Rodolfa, aby skonać przy ukochanym, zamiast u księcia, gdzie miałaby dużo lepsze warunki? Rozbawiła mnie scena, w której panowie tańczą kadryla - z tego powodu warto być amatorem, nie znawcą. Madame Butterfly to podobno jedna z lepiej znanych oper w Ameryce. Chyba na zasadzie: nieważne, czy źle, czy dobrze, ważne, że mówią. Amerykanin Pinkerton dla żartu poślubił młodą Japonkę - czymś takim wolałbym się nie chwalić. Inscenizacja jest momentami imponująca, zwłaszcza w scenie z lampionami. Ostatni spektakl to Mozart i Salieri z muzyką Rimskiego-Korsakowa do tekstu Puszkina. Przedstawienie kameralne, tekst wyciągnięty z zakurzonej szuflady, historia mocno wątpliwa, a choćby tak nie było, to nijak by mnie to nie obeszło. Jeśli się wyciąga rupieć z lamusa, to trzeba mieć pomysł na jego odnowienie. W tym przypadku pomysłu nie zauważyłem. Korekta: pomysł może nawet był, ale całkiem nietrafiony.
Ajfon i Sobieraj
Jeśli trafisz do odpowiedniej bazy danych, to możesz liczyć na wiele fascynujących rozmów z Klarą Sobieraj, kobietą półautomatyczną, której kwestie zostały nagrane i są odtwarzane przez operatora. Najtrudniejsze dla Klaudii pytanie, to która teraz jest godzina. Lub to.
- Ile jest dwa razy dwa?
- Nie mogę udzielić odpowiedzi na to pytanie. Na szczegółowe pytania odpowie nasz ekspert.
A ajfon? Najnowsza cudowna funkcja polega na zatwierdzaniu transakcji przeprowadzonej z użyciem telefonu poprzez ogląd twarzy. Jeśli zdarzy się, że nie przybierzesz odpowiednio płatniczego wyrazu oblicza, transakcja zostanie odrzucona.
- Ile jest dwa razy dwa?
- Nie mogę udzielić odpowiedzi na to pytanie. Na szczegółowe pytania odpowie nasz ekspert.
A ajfon? Najnowsza cudowna funkcja polega na zatwierdzaniu transakcji przeprowadzonej z użyciem telefonu poprzez ogląd twarzy. Jeśli zdarzy się, że nie przybierzesz odpowiednio płatniczego wyrazu oblicza, transakcja zostanie odrzucona.
niedziela, 26 grudnia 2021
Finch
Lubimy te wizje ponurej przyszłości, mówię tu za ludzkość. Należałoby się temu przyjrzeć dokładniej, położyć ludzkość na kozetce i zadać parę głębszych pytań o relacje z matką i kiedy przestała siusiać do łóżka. Teraźniejszość również nie jawi się różowo. Przykładowo, rząd światowy pod pozorem pandemii skłania Ziemian do masowych szczepień, które będą miały śmiertelny skutek. Przy życiu zostaną ci niepokorni, widocznie rząd postanowił utrudnić sobie życie sprawując władzę nad obywatelami mniej skłonnymi do posłuszeństwa. W Finchu katastrofa przyszła z zewnątrz, wściekłe impulsy słoneczne rozwaliły warstwę ozonową, ocaleli nieliczni, w tym bohater tytułowy, który - jak reszta - żywi się resztkami pozostałymi w sklepach i składach. Najbezpieczniej na poszukiwania wyruszać nocą, by uniknąć śmiertelnego promieniowania, ale jeszcze bezpieczniej jest za dnia, kiedy nie grozi spotkanie z rywalami, którzy mogliby chcieć zlikwidować konkurencję do malejących zapasów. Coś za coś, z każdym wyjściem za dnia Finch skraca sobie życie, a gdy wraca do swoich podziemnych kwater, wita się z psem i zasiada do pracy. Najwyraźniej jest technologicznym geniuszem na drodze do skonstruowania androida ze sztuczną inteligencją. Gdyby zatrzymać film w tym miejscu, można by próbować odgadnąć dalszy ciąg. Czy powtórzy się sytuacja z komputerem Halem z Odysei kosmicznej? A może android Jeff będzie wybawieniem dla resztek ludzkości? Ani pierwsze, ani drugie, tylko trzecie: ckliwa opowiastka o człowieczeństwie ocalonym w sztucznym mózgu. Na sequel nie liczę, ale gdyby się pojawił, mógłby mieć temat: żywot robota poćciwego. W licznych współczesnych filmach dzieje się zbyt wiele i zbyt głupio, w tym dzieje się niewiele, może nie tak głupio, ale finał przywodzi na myśl Syreny z Tytana, gdzie ostatecznym celem ludzkości okazuje się wyprodukowanie jednej małej śrubki potrzebnej do naprawy statku kosmicznego obcych, którym zdarzyła się awaria w naszym Układzie Słonecznym. Być może coś mi się pomyliło z tymi Syrenami, ale na usprawiedliwienie mam infundybułę chronosynklastyczną.
Spójrz na mnie czyli Your Eyes On Me
Z początku nie wiadomo, co jest grane, ale spokojnie, wszystko zostanie objaśnione, opite i opłakane, bo to film, w którym bohaterowie mocno przeżywają. Sam jest drag queen Glorią, która ma przyjaciółkę Toni, gdy w ich życiu pojawia się przystojny Alex jako kolejna drag queen. Relacje łączące go z Samem są do odgadnięcia prawie na samym początku. W pewnym momencie pojawia się między nimi napięcie seksualne, a czy zostanie skonsumowane, powie nam redaktor Janicka. W tych okolicznościach łeb podnosi hydra Hartmanna, czyli pytanie o to, czemu właściwie kazirodztwo jest tabu? Bo dzieci miałyby gorszy genom? Jasne, ale nie zakazujemy seksu osobom mającym duże szanse przekazać swoje genetyczne wady potomstwu w związkach niekazirodczych. A jeśli mamy do czynienia z formą seksu nieprowadzącego do prokreacji? Czemu tego zakazywać, jeśli wszystko odbywa się za obopólną zgodą, lub nawet wielopólną? Jest to przecież jedna z tych „zbrodni bez ofiar”, w rodzaju masturbacji potępianej przez chrześcijaństwo. (Podkreślam, że chodzi tu seks osób w wieku dopuszczonym prawnie.) Inna rzecz, że kontakty kazirodcze są niesłychanie rzadkie, a mają miejsce najczęściej, gdy dla przykładu rodzeństwo było rozdzielone przed okresem dojrzewania (były takie badania). Kazirodztwo jest karalne, bo jest „be”, co jest w gruncie rzeczy odpowiedzią religijną na jakikolwiek owoc zakazany. W tym „be” zawiera się cały intelektualny potencjał postawy religijnej. Wracając do filmu, czy warto obejrzeć? Piwnica pod Baranami zaśpiewałaby: można, można, lecz nie trzeba.
Pablopavo i Ludziki z Naprawdę Dużym Zespołem
Z powodu pandemii ponad rok odwlókł się ten koncert. Pablopavo spodobał mi się całkiem niedawno, więc idąc na koncert miałem nadzieję usłyszeć moje ulubione numery. Nic z tego, wokalista wybrał ten skład do wykonania paru nowych numerów, ale żadnych starszych, bo do zagrania tamtych trzeba muzyków z innymi kompetencjami. Mimo to było ekstra, lubię te funkowe klimaty z mocnym rytmem, miejscami nieoczywistym. Zdaje się, że w produkcjach Pablopavo ważne są teksty, ale tych nie zdołałem zgrokować, mam chyba wadliwe uszy, albo reżyserka dźwięku dała ciała. Jak przeczytał Kwiatek, materiał z tego koncertu ukazał się w tak limitowanej edycji winylowej, że nawet nie wiadomo, z kim się przespać, żeby dostać kontakt do osoby, z którą należałoby odmówić litanię na siedem radości Najświętszej Maryi Panny.
Funny cha cha
„Funny cha cha” pochodzi z serialu Eureka, w którym szeryf naukowego miasteczka usłyszał od jednego z mózgów, że coś jest „funny”. - Co masz konkretnie na myśli? - zapytał szeryf. - „Funny cha cha” czy „funny aj aj”? Pytanie bardzo słuszne, bo nie wypada się śmiać, kiedy za chwilę dojdzie do wybuchu elektrowni atomowej. Tak mnie babcia wychowała. Z momentów „funny cha cha” chcę wspomnieć o dwóch. Wybraliśmy się do teatru na Berka 2 według Szczygielskiego, w obsadzie m.in. Ewa Kasprzyk, Daniel Olbrychski i Antoni Pawlicki, ten ostatni w roli geja Pawła, sąsiada Anny, kobiety moherowej, która Pawła zaakceptowała, a nawet polubiła i teraz próbuje mu namotać absztyfikanta. W jednej ze scen Anna i Paweł oglądają kolorowe pisemko, które doniosło o nowych zdarzeniach wokół aktorki Agnieszki Więdłochy. - Patrz, jaka fajna dziewczyna - mówi Anna. - Ale ja jestem gejem i pozostanę gejem, a żadna Więdłocha tego nie zmieni - odpowiada Paweł. Aby docenić dowcip, warto znać się na aktorach, żeby wiedzieć, że Więdłocha jest żoną Pawlickiego. Drugie „funny cha cha” to filmik Mietczynskiego, a raczej bogate w spojlery omówienie filmu Fighter o zawodniku MMA, którego Jagielski w wersji Miecia pyta, z kim teraz będziesz walczył na ringu? Z siostrą twojej biednej matki? (Zob. 5:30.)
czwartek, 9 grudnia 2021
Kraj
Kraj jest zlepkiem sześciu nowel, a bardziej dopasowany tytuł byłby Krwawa, krwawsza, najkrwawsza. To wygląda jak zagranie pod publiczkę, epatują nas flakami zamiast tymi subtelnościami spod znaku Tokarczuk, gdzie w rzeczywistości nie dzieje się nic, ktoś tam co najwyżej bębni palcami o stół, a w duchu odbywa się rewolucja widoczna jedynie dla subtelnych, transpłciowych panien. Widzu, trawieniem tego dania nie umęczysz się wielce. To nie zarzut, bo przecież kino może być rozrywką, nie zakazali tego jeszcze. Po zdaniu o każdym epizodzie.
Polacy na drodze
Zaczyna się od dziwnej rozmowy policjantów na patrolu, kończy zemstą z ofiarą zastępczą.
Supermarket
Bardzo krwawy obrót zdarzeń w hipermarkecie; swoją drogą, rodzicu, jeśli porwą ci dziecko w formie niemowlęcej, jesteś w stanie przekonać policję, że jest twoje?
Rodzinna firma
To chyba najzabawniejsza z historii, o bardzo niefortunnej wizycie kontroli skarbowej w firmie prowadzącej kreatywną księgowość.
Galeria
Nowy dyrektor galerii z nadania politycznego ma swoją koncepcję, ale na drodze staje mu pracownica, którą kiedyś wykorzystał i porzucił - będą trupy.
Mieszkanie
Dziwna panna pomieszkuje w lokalu zalegając z czynszem, a po wielu przejściach eksmisja zostanie dokonana w trakcie wspólnego tańca nago na stole, jej i właściciela.
Sylwester
Zabawa w odstrzał sylwestrowych fajerwerków zamienia się w ostrzał artyleryjski między sąsiadami - jest śmiesznie i gęsto od trupów w postaci skwarkowej.
Polacy na drodze
Zaczyna się od dziwnej rozmowy policjantów na patrolu, kończy zemstą z ofiarą zastępczą.
Supermarket
Bardzo krwawy obrót zdarzeń w hipermarkecie; swoją drogą, rodzicu, jeśli porwą ci dziecko w formie niemowlęcej, jesteś w stanie przekonać policję, że jest twoje?
Rodzinna firma
To chyba najzabawniejsza z historii, o bardzo niefortunnej wizycie kontroli skarbowej w firmie prowadzącej kreatywną księgowość.
Galeria
Nowy dyrektor galerii z nadania politycznego ma swoją koncepcję, ale na drodze staje mu pracownica, którą kiedyś wykorzystał i porzucił - będą trupy.
Mieszkanie
Dziwna panna pomieszkuje w lokalu zalegając z czynszem, a po wielu przejściach eksmisja zostanie dokonana w trakcie wspólnego tańca nago na stole, jej i właściciela.
Sylwester
Zabawa w odstrzał sylwestrowych fajerwerków zamienia się w ostrzał artyleryjski między sąsiadami - jest śmiesznie i gęsto od trupów w postaci skwarkowej.
Kapitularz Diuną (Frank Herbert)
Między tomem poprzednim a wcześniejszym w świecie Diuny minęło piętnaście stuleci, a tym razem przeskok to skromne paręnaście lat. Dostojne matrony spopieliły oryginalną Diunę i rozprawiły się z Tleilaxanami, w ten sposób likwidując wszelkie źródła melanżu. Wszelako Bene Gesserit zdołały zbiec z pustynnym czerwiem na swą starannie ukryta planetę o nazwie Kapitularz, która pod wpływem piaskowych troci przekształci się w nową Diunę. Matki z Bene Gesserit mają inne zmartwienie, którym jest stała groźba ataku ze strony dostojnych matron, mocno zacietrzewionych wobec konkurentek. Darwi Odrade, przełożona matka wielebna z BG, trzyma swój plan w tajemnicy prawie do końca (przed czytelnikiem też), a uwikłani w niego są Duncan Idaho, mentat ze wspomnieniami z wcześniejszych swoich wcieleń, ożywiony Teg Miles, który na razie jest chłopcem przygotowywanym do odzyskania swoich wspomnień i umiejętności genialnego stratega, a na koniec - Murbella, ujarzmiona dostojna matrona, która zaczęła dostrzegać, jakim niezwykłym projektem jest zgromadzenie BG. Dojdzie do konfrontacji dwóch kobiecych organizacji, a wynik końcowy będzie lekko zaskakujący. W fabułę wmieszają się Żydzi ze swoją dziką matką wielebną, choć ich roli nie przeceniałbym zanadto. W finale pojawi się para tajemniczych staruszków, schowanych gdzieś w podszewce rzeczywistości danej bezpośrednio, widoczni tylko w ulotnych zwidach Duncana. Autor zostawił sobie furtkę do kolejnych tomów, których już nie napisał. O ile dialogi w Bogu Imperatorze, będące skrzyżowaniem Nietzschego z buddyzmem zen, były fabularnie uzasadnione (potężna istota żyjąca parę tysięcy lat nie może być tuzinkowa), o tyle w kolejnych tomach owa maniera zaczyna lekko nużyć. Wiemy, wiemy, logika i rozum pozostają na służbie namiętności i pasji, ale paradoksy w nadmiarze - jak cokolwiek innego - przestają bawić, a my prześlizguje my się po nich z poczuciem, że głębia myśli jest raczej upozorowana niż rzeczywista.
[659]
O wszystko, co się zdarza, można winić los. To najbardziej użyteczna funkcja losu albo Boga.
Votum separatum. W chrześcijaństwie wykluczone jest obwinianie Boga o cokolwiek.
[1089]
Lidice były wczoraj. Jaka potęga kryje się w pamięci Tajemnego Izraela!
Tak sobie w myślach skomentowała Rebeka słowa ojca wspominającego Kozaków urządzających pogromy na Żydach. Lekko licząc, od tamtych czasów w powieści minęło jakieś dwadzieścia tysięcy lat. A co z tymi Lidicami? Czeską wioską brutalnie zlikwidowaną wraz z mieszkańcami przez Niemców w czasie drugiej wojny. Owszem, okrutne to było, ale po pobieżnym sprawdzeniu - niekoniecznie związane z agresją wobec Żydów.
[1273, cytat z baszara Tega]
Pisanie historii to głównie proces odwracania uwagi.
[1888, opinia Lucylli w rozmowie z Pajęczą Królową]
Karol Marks popełnił błąd, który popełnia większość zazdrosnych ludzi. Myślał, że wszystko, czego nienawidzi, jest złe i że on wie najlepiej, jak to naprawić. Nigdy nie liczył się z faktem, że zazdrość i nienawiść są problemem same w sobie. Najpierw ulecz siebie, lekarzu.
[3868]
Przekonanie, że się o czymś wie, to skuteczny sposób na oślepienie siebie.
[3948]
Idaho poczuł, że ściska mu się żołądek. Odrade przyniosła mu hologram obrazu, który wisiał w jej sypialni. Chaty kryte słomą w Cordeville Vincenta van Gogha.
[6063]
Oczyma duszy widziałem już siebie jako przykutego do łóżka człowieka-roślinę, ale nie dbałem o to.
Gdyby Diuna była oryginalnie napisana po polsku, to zapewne w ogólnie dobrym tłumaczeniu na angielski znalazłoby się jedno „thank you from the mountain”. A tu mamy „nie dbałem”.
[659]
O wszystko, co się zdarza, można winić los. To najbardziej użyteczna funkcja losu albo Boga.
Votum separatum. W chrześcijaństwie wykluczone jest obwinianie Boga o cokolwiek.
[1089]
Lidice były wczoraj. Jaka potęga kryje się w pamięci Tajemnego Izraela!
Tak sobie w myślach skomentowała Rebeka słowa ojca wspominającego Kozaków urządzających pogromy na Żydach. Lekko licząc, od tamtych czasów w powieści minęło jakieś dwadzieścia tysięcy lat. A co z tymi Lidicami? Czeską wioską brutalnie zlikwidowaną wraz z mieszkańcami przez Niemców w czasie drugiej wojny. Owszem, okrutne to było, ale po pobieżnym sprawdzeniu - niekoniecznie związane z agresją wobec Żydów.
[1273, cytat z baszara Tega]
Pisanie historii to głównie proces odwracania uwagi.
[1888, opinia Lucylli w rozmowie z Pajęczą Królową]
Karol Marks popełnił błąd, który popełnia większość zazdrosnych ludzi. Myślał, że wszystko, czego nienawidzi, jest złe i że on wie najlepiej, jak to naprawić. Nigdy nie liczył się z faktem, że zazdrość i nienawiść są problemem same w sobie. Najpierw ulecz siebie, lekarzu.
[3868]
Przekonanie, że się o czymś wie, to skuteczny sposób na oślepienie siebie.
[3948]
Idaho poczuł, że ściska mu się żołądek. Odrade przyniosła mu hologram obrazu, który wisiał w jej sypialni. Chaty kryte słomą w Cordeville Vincenta van Gogha.
[6063]
Oczyma duszy widziałem już siebie jako przykutego do łóżka człowieka-roślinę, ale nie dbałem o to.
Gdyby Diuna była oryginalnie napisana po polsku, to zapewne w ogólnie dobrym tłumaczeniu na angielski znalazłoby się jedno „thank you from the mountain”. A tu mamy „nie dbałem”.
Odpowiedź na wszystko czyli O anthropos me tis apantiseis
Pozycja z outfilmu, więc wiadomo, że powinno dojść do jakiejś akcji Victorasa z Mathiasem. Pierwszy jest Grekiem, który jedzie autem marki rzęch do Niemiec z niezapowiedzianą wizytą do matki. Drugi jest Niemcem, który chciałby skorzystać z podwózki. I tak sobie jadą, ale kinem drogi bym tego nie nazwał. Kiedy Ulisses wracał do Itaki, spotkał po drodze kilka niezwykłych postaci, cyklopa, nimfę, syreny itp. Trudno powiedzieć, by chłopaki po drodze natrafili na niezwykle towarzystwo. Niezwykle jest raczej to, że sympatycznemu Mathiasowi chce się ciągnąć za język mruka Victorasa. Dość często zdarza się w filmach, że główna postać to przeciętniak, którego otaczają postaci nietuzinkowe. Jak się okaże, i Mathias ma swoje granice wytrzymałości. Victoras takim przeciętniakiem znowu nie jest, bo w przeszłości był sportowcem z sukcesami, po których został mu zgrabny torsik. Na koniec Victoras dotrze z Mathiasem do swojej matki, będzie dramat z udziałem psa i tyle. Odniosłem wrażenie, że obejrzałem „czegoś ćwierć, albo pół”. Jak ten ojciec wołający „matka! jest tylko jedna!” na widok pojedynczej półlitrówki w barku. Ale przyznam, że było to pół czegoś niezłego.
Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun czyli The French Dispatch of the Liberty, Kansas Evening Sun
Zdumiewający jest ten film. Wyszedłem z kina myśląc, że istniał organ prasowy o nazwie The French Dispatch, lecz po krótkim śledztwie internetowym przekonałem się, że zostałem zrobiony w organ. Anderson (twórca) złożył piękny hołd nieistniejącemu czasopismu, choć wiadomo, że miał na myśli inne, prawdziwe, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia. Po śledztwie nie muszę się zastanawiać nad tymi trzema bardzo dziwnymi historyjkami, w szczególności nad tym, do jakiegoś stopnia można je uznać za autentyczne. Wychodzi na to, że do takiego jak w przypadku tych rowerów, które rozdawali w Erewaniu. No dobrze, ale wartości filmów nie mierzy się pokryciem w faktach. Może te trzy opowieści nas zadziwiły, zaskoczyły lub rozbawiły? Pierwsza opowiada o genialnym malarzu, którego talent objawił się w późnym wieku w więzieniu, i o marszandzie, który go rozsławił w świecie. Druga to romans starszej reporterki z młodym przywódcą francuskiej rewolty studenckiej z 68 roku. W trzeciej poznamy słynnego szefa policyjnej kuchni, który okaże się kluczową postacią w rozwiązaniu sprawy porwania syna komendanta. Wszystko zrobione błyskotliwie, z humorem, z udziałem znanych twarzy i z pomysłowymi dekoracjami, których ruch uchwycony kamerą mówi nam: to nie jest prawdziwy świat, jak nieprawdziwa jest fajka Magritte'a. W jednej konkurencji ten film na pewno nie bierze udziału, a ta konkurencja to emocjonalne angażowanie widza, które w tym dziele jest na poziomie Futuramy czy opowieści o Asterixie i Obelixie. Jeśli ktoś przejął się losami bohaterów tamtych produkcji, to ma szansę na wzruszenia i na tym filmie. Nie mam na myśli wzruszenia ramion.
Co robimy w ukryciu (sezon 3)
Wprawdzie wampiry z serialu są straszne mniej więcej tak, jak te z Nieustraszonych pogromców wampirów (z podtytułem Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi), ale są od tamtych śmieszniejsze. Rzadko się zdarza, że tłumaczenie dokłada się efektu komediowego, ale tym razem udało się znakomicie. Chciałbym pochwalić tłumacza z imienia i nazwiska, ale te dane są poufne i objęte przez RODO. Poniżej zamieszczam zrzuty z tekstem oryginalnym, a obok z przekładem. Na pierwszy ogień idzie Nandor, który jako człowiek był perskim księciem i, jak zapisali biografowie, miał kiedyś naraz 37 żon, z których kochał 35. Tutaj wypomina koledze Laszlo złe traktowanie.
A tu z kolei Laszlo odpowiada na pytanie, czy planuje powrót do Anglii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)