Stare produkcje spod znaku Ghostbusters nie są dla mnie jakąś świętością, której nie powinno się kalać, czyli przerabiać na feministyczne wersje. Podobno Bill Murray okropnie nie chciał zagrać w części drugiej, ale go zgwałcili i wystąpił, w zamian za to zagrał jak kłoda. Jako komedia Ghostbusters nie są dla mnie niesamowitym osiągnięciem, bo na wykresie ciastowym mniej więcej jedna czwarta byłaby oznaczona jako „funny”, a reszta - jako „not funny”. Cały problem z nowymi Ghostbusterami polega na tym, że w jego przypadku część „funny” zajęlaby jakieś pięć procent. Mniejszy kłopot mam z tym, że fabuła jest niezbyt twórczą przeróbką oryginału. Oczywiście w szczegółach różnice są, bo obserwujemy powstanie grupy ghostbusterów płci kobiecej po tym, jak główna bohaterka, uczona fizyczka, wyleciała z uczelni, bo okazało się, że kiedyś napisała książkę o duchach na serio. Sprawa wydała się, bo jej koleżanka współautorka doprowadziła do wznowienia tej publikacji, a teraz z szaloną i szalenie irytującą inżynierką prowadzi badania nad detekcją bytów nadprzyrodzonych. Potem przyplącze się jeszcze jedna denerwująca czarna kobieta, a jej wkład to pojazd w postaci karawanu z firmy pogrzebowej wujka. Grająca ją Leslie Jones doprowadziła do zamknięcia Yiannopoulosa na twitterze (i to dożywotniego), bo tenże niewybrednie atakował Jones za rolę w tym filmie, co jest niczym innym niż seksizmem i rasizmem. Fizyczka budzi jeszcze jaką taką sympatię, ale pozostałe babki są zwyczajnie irytujące, a szczególnie inżynierka, która prawie cały czas mówi jakimś technicznym żargonem. Występ Murraya to całkowite nieporozumienie, podobnie jak scenka z Sigourney Weaver po napisach końcowych. Chris Hemsworth w roli umięśnionego przygłupa jest bardzo zabawny, ale przez jakieś pięć sekund. Podobały mi się dwa pomysły, pierwszy to duch na koncercie satanistycznym, a drugi to duch wielkości godzilli spacerujący po Nowym Jorku. To oczywiście nie nowość, ale jest w tym pewien dowcip. Chłopcy i dziewczęta, nie róbcie sequela, a jeśli już musicie, to błagam, popracujcie nad scenariuszem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz