środa, 1 lutego 2012
To tylko seks czyli Friends with Benefits
Justin Timberlake musiał jakieś dobre sterydy sobie zapodać przed tym filmem, bo wygląda spektakularnie. Komedia romantyczna to kino schematyczne z ogólnym wzorcem, według którego pierwsza część bywa zabawna, kiedy bohaterowie najczęściej się kłócą, albo i nie, ale twórcy mogą sobie zaszaleć. Potem następuje część druga, kiedy zdają sobie sprawę z miłości, jaką czują do siebie i wtedy są te biegi i wybiegi, aby uświadomić jej lub jemu, jak bardzo siebie potrzebujemy. Najlepiej byłoby więc oglądać tylko pierwsze części, a drugie mogłyby być streszczane lub opowiadane przez redaktor Janicką. Pierwsza część To tylko seks jest więcej niż okej, celne bon-moty są kontrowane celnymi ripostami z prędkością kałasznikowa, a pada ich tyle, że Oscar Wilde mógłby poczuć się zagrożony. Dla porządku napiszę krótko o fabule: dwoje świeżo poznanych ludzi uprzedzonych do idei związku z kimkolwiek po dość przykrych zerwaniach postanawia zbliżyć się seksualnie, ale nie emocjonalnie. Warto wyróżnić postać mamusi bohaterki, podstarzałej hippiski, oraz Woody'ego Harrelsona, dziennikarza sportowego o orientacji homo. Część pierwszą polecam bez wahania.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz