czwartek, 28 października 2021
Venom 2: Carnage czyli Venom: Let There Be Carnage
Gdybym rok temu usłyszał propozycje obejrzenia filmu Jad 2: Masakra, to bym popukał się w głowę i niemalowane drewno. Po angielsku tytuł nie brzmi już tak masakrycznie głupio, czyż nie? No i ten Tom Hardy w roli głównej... I zwiastun z dowcipną scenką... Marketing działa super. Wszystkie te atrakcje, plus dobre wspomnienia o poprzednim Venomie, jakoś zdołały mi przesłonić logo Marvela, które przy promocji powinno być wyświetlane non stop z ostrzeżeniem ministra zdrowia psychicznego, że kontakt z Marvelem grozi martwicą półkul i zaburzeniami erekcji szyszynki. Z napisów wynika, że sam Tom Hardy, odtwórca głównej postaci, był zainteresowany tym sequelem, jako jeden z producentów i scenarzystów. Wyszło mu średnio, choć do obsady udało mu się dokooptować samego Woody'ego Harrelsona, który gra psychopatę w symbiozie z rywalem Venoma. Tymczasem Eddie rozstał się z Venomem po kolejnym konflikcie. I kto teraz uratuje świat? Z dawnego jugosłowiańskiego filmu pamiętam zaśpiewkę „wkrótce będzie koniec świata, niech przepadnie, mała strata”. Zgoda, gdyby przepadł świat Marvela, to byłaby naprawdę mała strata. Mam nadzieję, że za parę lat produkcje Marvela podzielą los japońskich filmów o Godzilli, które dzisiaj ogląda się tylko dla beki. Nie mam nadziei, że pustkę po Marvelu wypełni coś ciekawszego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz