czwartek, 28 października 2021
Friendzone
Mili faceci, nie wystarczy być miłym facetem, żeby zasłużyć na miłość kobiety. Do tego trzeba jeszcze trochę dowcipu i zawadiackości ze szczyptą nonszalancji. Bycie atrakcyjnym to ciężka praca, jeśli nie przychodzi ci to naturalnie. Ale jeśli myślicie, że zdobędziecie serce waszej wybranki fortelem, udając kogoś innego, kim nie jesteście, to się mylicie. Mówcie o swoich uczuciach śmiało, bo zwlekając z tym przegapicie właściwy moment i pozostaną wam tylko akty desperacji. To bardzo ważne przesłanie, które z filmu płynie do miłych, trzynastoletnich facetów, ale co ma o tym filmie myśleć dorosły? Jeśli już zechce myśleć, bo po co wytrącać umysł z bezmyślności? Poza tym ci dorośli, kiedy zaczną myśleć, zaczynają niuansować i podważać, a wtedy miły trzynastoletni facet może się pogubić, co mogłoby również spotkać z pozoru dorosłego Thibaulta, głównego bohatera filmu, który zabujał się w Rose. Cóż z tego, kiedy dziewczyna traktuje Thibaulta jak przyjaciela, a z przyjaciółmi się nie sypia, ani nie inwestuje w nich uczuciowo. Thibault utkwił w „strefie przyjaźni”, a miałby ochotę na miłość i na pewno nie znalazłby wielkiej pociechy w Podziękowaniu Szymborskiej. Trzy przyjaciółki Thibaulta postanowiły zrobić z niego faceta do wzięcia. Jakiś czas później widzimy Thibaulta imprezującego z ajlajnerem na powiekach, podczas gdy koleżanki knują kulawe intrygi. Kulawe w zestawieniu z tym, co na przykład zobaczyliśmy w Madame J. Czasem wyłączam radio, kiedy stwierdzam, że cisza jest ciekawsza od tematu audycji, którym jest, powiedzmy, 76 sezon NBA. W żadnym momencie nie stwierdziłem, że ten film jest ciekawszy od ciszy medialnej, a to już coś.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz