poniedziałek, 8 czerwca 2020
Kłamstewko czyli The Farewell
Czy niewiernie oddany tytuł polski coś nam mówi o nas samych? („My” - osoby polskojęzyczne.) Tak, oczywiście, jeśli tylko przyjmiemy, że słowa mają znaczenie i są używane z premedytacją. Na to wielkich pieniędzy bym nie postawił. Tytuł polski świadczy o naszym przeczuleniu na krętactwo i podkreślaniu stron negatywnych, tytuł oryginalny jest ogólnikowy, ale wywołuje prawidłowe odczucia: nostalgii, pewnego rodzaju utraty. Którą wersję wybrałby dzisiejszy Petroniusz, mistrz elegancji? Dzisiejszy Petroniusz to bohater zbiorowy, chór zjednoczonych prawiczków w sejmie, który bez wahania dostrzega piękno określeń typu „chamska hołota”, o ile padną z właściwych ust. Ten Petroniusz zapewne postawiłby na tytuł polski, bo wszystko, co polskie, jest lepsze. Koń mnie poniósł na wertepy, ale już wracam do filmu. Wśród zachęcających do obejrzenia był Tomasz Raczek, który z fobii do spojlerów nie ujawnił, że pretekstem do pożegnania rodziny z babcią chorą na raka było wesele jej wnuka. Co jest, a co nie jest spojlerem - rzecz względna, ale przecież nie jest tak, że o weselu dowiadujemy się pod koniec filmu, po trudnym śledztwie prowadzonym po trupach, na końcu którego ustalono, że wesele. (No co jest z tym koniem?) Babcia mieszka w Chinach, rodzina ukrywa przed nią śmiertelną diagnozę, bo niby taki mają tam zwyczaj. Największy problem z tym ma wnuczka, która prawie całe życie spędziła w SZA, po chińsku mówi słabo (choć płynnie), a mimo to utrzymuje z babcią bardzo bliską relację. Trudno uwierzyć w tak serdeczny związek na dystans, ale jest to fabularnie uzasadnione. Film jest obrazkiem obyczajowym, nie ma tu intryg, nawet rzekoma chińska egzotyka występuje tu śladowo. Babcia organizuje wesele i domaga się homarów zamiast krabów, czyli problem pierwszego świata. Z pewnością warto obejrzeć to Kłamstewko, choć może nie zasługuje na tyle entuzjazmu, z jakim spotkałem się w omówieniach. Jeden szczegół mnie zaciekawił, podobno to wesele było udawane (to zapamiętałem z recenzji), a jednak nie było, jak zrozumiałem. Gdyby jednak wesele było ustawką i - zakładając, że jestem chorą babcią, która jednak pożyje dłużej - wyszłoby to na jaw, to byłbym bardzo wkurzoną babcią. I nawet bardzo przyjemna muzyka w tle filmu nie ostudziłaby mojego gniewu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz