Jeśli napiszę, że moje pierwsze wrażenie jest takie, że jest to jeden z lepszych filmów, które w życiu oglądałem, to teraz powinno być poważne uzasadnienie. A do tego chyba nie jestem zdolny, bo po namyśle pytam się, cóż tu takiego fascynującego? Rafael odwiedza troje przyjaciół mieszkających w Londynie, Coimbrze i Buenos Aires, więc poza wszystkim - mamy małą podróż po znanych miejscach w świecie. Problem z Rafaelem jest taki, że przeżywa świeże rozstanie ze swoim facetem i nie chodzi o Daniela, z którym rozszedł się wcześniej po ośmiu latach. Jak wiadomo, osoby przejęte dramatem rozstania są na ogół równie czarujące co jedna z moich znajomych, której kumple i kumpele ostrzegali się wzajemnie: ona jest świeżo po ślubie, odczekaj lepiej, chyba że naprawdę chcesz oglądać trzygodzinny film z wesela z wszystkimi dziadkami i ciociami. Na szczęście Rafaelowi nie wyłączyła się całkiem empatia, więc angażuje się w życiowe problemy swoich przyjaciół, w nieustabilizowaną seksualnie sytuację Julii, problem Fábia z nieco apodyktyczną panią lub uzależnienie Mayary od argentyńskiego męża, które wygląda źle, ale czy na pewno jest takie złe? Filmy wybitne zazwyczaj wciągają widza w mniej oczywiste rejony wyobraźni, a tego kryterium 45 dni nie spełnia. Dialogi i sytuacje są niby zwyczajne, a jednocześnie nieco podkręcone w stronę antypodów rozmów o drożejącej pietruszce, a zatrzymały się na granicy sztuczności - na szczęście tuż przed nią. Jak się dowiadujemy, było trzech ważnych facetów w życiu Rafaela, to ci z kluczami do jego mieszkania w São Paulo. Któryś z nich będzie na niego czekał, kiedy wróci, ale który? Niech to pozostanie tajemnicą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz