Ten film jest nieco podobny do wcześniejszego francuskiego, bo również opowiada o geju z punktu widzenia jego rodziców, którzy rzecz jasna mają z tym problem. Tym razem chodzi o rodzinę amerykańskich Żydów, a zanim dochodzi do wyjawienia prawdy, naczelnym zmartwieniem matki i ojca jest to, czy syn Nelson poślubi porządną Żydówkę. Czy kiedyś nastaną czasy, że rodzice będą się przejmować tym, czy syn zwiąże się z Żydem? Trochę jak w starym dowcipie, kiedy syn Polak oświadcza rodzicom, że wyszedł za mąż za Kazka. Za Kazka? - pytają rodzice. - Przecież to Żyd! Kiedy już wiedzą, to następuje coś w rodzaju tej oklepanej sekwencji, od zaprzeczenia, przez negocjacje do akceptacji. Miotają się, szukają przyczyn, chodzą do doradcy, który tłumaczy powody homoseksualizmu syna w jeden sposób, a gdy słyszy, że było inaczej, to racjonalizuje ten inny scenariusz, bo od tego są psychoanalitycy, żeby dopasować interpretację faktów do tezy. Potem są jakieś poronione próby zachęcenia syna do seksu z ponętną Carmen Electrą lub przekabacenie na heteryczność poprzez oglądanie sportu. Jak doszło do akceptacji, nie wyjawię, bo to wymagałoby sporego spojlerowania, ale niemal dochodzi do sytuacji z dawno temu widzianego filmu, w którym dwie włoskie rodziny, których synowie się ze sobą związali, kłóciły się o to, który z nich jest lepszym gejem. Niby miała to być komedia, ale wyszedł raczej komediodramat, momentami nawet wzruszający. Zostaliśmy my, widzowie, zrobieni lekko w shmegege, ale wybaczamy, bo Angelo, chłopak Nelsona, zaprojektował śliczną tęczową jarmułkę na wesele w rodzinie ukochanego. Dla większego efektu mógł dorzucić takież filakterie, ale się zmitygował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz