Niszowość tej produkcji widać najbardziej po tym, że w dostępnych w sieci opisach nie ma imion bohaterów. Okej, będzie bez imion, bo mi wyleciały z głowy. Przez dłuższy czas doskwiera nam niedosyt informacji, bo trudno odgadnąć, czy para głównych bohaterów jest małżeństwem. Ostatecznie raczej tak, ale nie wiemy na pewno. Ona próbuje być diwą operową, która ma wcielić się w Carmen (a ciała ma pod dostatkiem). Niby nieźle śpiewa, ale włączcie sobie zaraz po filmie profesjonalne wykonanie, a usłyszycie różnicę. Prawda w oczy kole, babka przestrzeliła ze swoimi możliwościami, ale wkrótce potem zajmie się tym, w czym jest dobra - muzyką popularną. Jej mąż prowadzi sklep z żelastwem czy czym tam, ale istotą jego życia są wizyty w riodeżaneirowej (od Rio de Janeiro) saunie, której nazwa jest w tytule filmu. Nie jest to tylko sauna, a raczej - jest to wiele innych miejsc poza samą sauną. Przede wszystkim dojrzali mężczyźni mogą tutaj wynająć młodszych do seksu, stawki od osiemdziesięciu reali do dwustu (real to praktycznie tyle co złoty). Poza tym organizuje się tutaj koncerty dla półnagiej męskiej publiczności. W naszym wypalonym małżeństwie panuje spokój, ale - jak się należy domyślać - dwa światy, w których żyje mąż, w końcu się zetkną. Co z tego wyniknie, opowiem kiedyś przy wódce, a tu tylko zdradzę, że końca świata nie będzie, żadnego z dwóch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz