środa, 15 czerwca 2016
Special Correspondents
No i jest problem, bo mam bardzo złe doświadczenia, kiedy gorąco polecałem znajomym jakiś film, a potem musiałem im tłumaczyć, że to przecież fajne jest. Ale zaraz, ja też nie jestem taki słodki, bo kiedyś obejrzałem Magnolię, którą mi gorąco polecali, a zamiast niej do dziś wolałbym raczej Nicka Offermana pijącego whisky. Special Correspondents przypomina nieco Fakty i akty, ale o dużo mniejszym ciężarze gatunkowym. Reporter grany przez Erica Banę wyrusza do Ekwadoru stojącego na skraju wojny domowej, ale wskutek ciamajdowatości towarzyszącego mu dźwiękowca Fincha nie trafia na miejsce, to jednak nie powstrzymuje go przed nadawaniem relacji. Bujna wyobraźnia mu dopisuje, a splot wydarzeń doprowadzi do rozgłosu na skalę krajową. Naprawdę warto zobaczyć Erica, którego komediowy styl gry, do tej pory nam nieznany, w pewnym sensie nawiązuje do Keatona z jego kamienną twarzą. Nie różni się więc zbytnio od ról dramatycznych poza tym, że w tamtych zdarzało mu się występować bez podkoszulka. Gdyby ten film omawiali w Para-męt pikczers, to po pytaniu „A momenty były?” zapanowałaby niezręczna cisza jak po dowcipie Strasburgera.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz