Czy ty naprawdę to czytasz? - spytał Michaela jego chłopak Bennet. I chyba podchodzi do tego serio - ocenił Tyler, jego drugi chłopak, przyglądając się Michaelowi czytającemu Biblię. Potrzebę odnalezienia głębszego sensu* w życiu zaczął odczuwać Michael po serii ataków paniki, które wyglądały na potencjalnie groźną chorobę serca, a doprowadziły go do egzystencjalnego lęku przed śmiercią, stąd Biblia. Jestem w stanie uwierzyć w duchową odmianę, nawet w wyparcie homoseksualizmu w imię religii, ale przypadek Michaela jest dla mnie mocno osobliwy, bo zanim w końcu został pastorem z żoną u boku, odbył swoistą turystykę wyznaniową od mormonów do buddystów. Przemiana Michaela odbiła się szerszym echem, bo nie był to byle kto, a znany gej-aktywista. Chrześcijanie będą go teraz wynosić na homofobiczne sztandary, a geje potępiać za zdradę idei wyznawanych w ich środowisku. Wyglądałoby na to, że Michael jako pastor odzyskał spokój ducha, wierzący mogliby się cieszyć, ale w ostatnich sekundach filmu twórcy wbijają im szpileczkę w balonik samozadowolenia. Jako chrześcijanin przekonuje Michael gejów, że dali sobie wmówić fałszywe postrzeganie seksualności, a homoseksualizm jest konstruktem społecznym nieznanym jeszcze dwieście lat temu. A zatem pacnijmy się w czoło, my geje, i zrozummy w końcu, że tylko ślubna wagina może być źródłem wszelkiej rozkoszy.
* z perspektywy ateisty - bezsensu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz