poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Pobol y Cwm (bez "Za co kochamy?", bo mi się znudziło)
Mętność jak pomyje. Nic nie ma. Tylko ciemność i totalna cisza. Jakbyś był w Walii. Tak Wilbur opowiadał o śmierci klinicznej, której doświadczył osobiście. Ale z tą ciszą przesadził lekko, bo bohaterowie Pobol y Cwm nie porozumiewają się na migi, ale za to po walijsku. Jeśli uwierzyć temu tasiemcowi, to w Walii są małe społeczności porozumiewające się na co dzień tym językiem, sepleniąco-charczącym, a w piśmie unikającym jak ognia anglosaskiej literki „x” (jak ja staram się unikać "niepolskich" cudzysłowów), dlatego Macs wsiada do tacsi. Serial jest produkowany przez walijską gałązkę BBC, której nie przeszkadzają nacjonalistyczno-separatystyczne tony wybrzmiewające w tle. W tle, bo na głównym planie jest to co zwykle w operach mydlanych, czyli romanse, zdrady, gwałty, oskarżenia o pedofilię i roznoszenie WZW typu B. Siôn ma za złe synowi Huw, że ten chce się zaciągnąć do brytyjskiej (czytaj: najeźdźczej) armii po nieudanej próbie wyuczenia się fachu hydraulika o boku brata Iolo. Walka o walijskość trwa, język jest po trosze konstruowany, trwają prace nad wynajdowaniem nowych określeń potrzebnych wskutek postępu cywilizacyjnego, a poza tym pełne ręce roboty mają tłumacze na walijski. Od instrukcji obsługi żelazka po konstytucję europejską - wszystko ma być po walijsku. W serialu usłyszałem bodaj trzy zdania po angielsku, z których dwa padły, kiedy Ffion zamawiała drinka w pubie w Cardiff, mieście sprzedawczyków i kolaborantów (najwyraźniej). W przyszłym roku Pobol y Cwm dobije do czterdziestki, w sensie lat emitowania. Szerzej znaną postacią z jego obsady jest Ioan Gruffudd, człowiek-guma z fantastycznej czwórki. Ja sięgnąłem do tego serialu ze względu na wątek geja Iola, który można znaleźć w jutubie. Wprawdzie ktoś tam znowu jest męczony w sprawie pogodzenia się ze swoja odmienną seksualnością, ale wątek nie rozwija się standardowo. Iolo jest jawnym gejem i buzia mu się śmieje, bo jest powszechnie akceptowany, a plotki o jego romansach są chętnie słuchane i przekazywane. Ale problem jest taki, że tych romansów naliczyłem półtora, jeden się rozwinął dość konkretnie, ale nie zaszła chemia, a drugi umarł w zarodku, bo zaszły okoliczności. Trzeba powiedzieć brutalnie, że z takim życiem uczuciowym (choćby to była miłość maleńka, na jedną noc tylko) Iolo nie ma szans na trwałe miejsce w panteonie kochanków-gejów. Trochę szkoda, bo niezłe ciacho. Przy okazji warto zauważyć, że to kolejny gej hydraulik w brytyjskiej (przepraszam, Walio) operze mydlanej. Jak by nam wytłumaczyli Karnowscy lub im podobni, to skutek politycznej poprawności, która każe propagować fałszywy obraz geja jako zwykłego człowieka, a nie zwykłe dziwadło z pawim piórem w zadku i maskarą na rzęsie. Na obrazkach widzimy kolejno Iola, jego brata Macsa oraz Jinxa (jednak z „x”!), któremu Iolo zrujnował ślub.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz