Nie wiem po co ten tytuł

              

niedziela, 25 sierpnia 2013

Kochanie, zabiłam nasze koty (Dorota Masłowska)

Postanowiłem kiedyś, że będę lubił Masłowską, choć to nie wydaje się najrozsądniejszym pomysłem. Czyż nie lepiej inwestować uczucia w pierogi ruskie? Zwłaszcza że stosunek do nich można mieć wielce skomplikowany, pożądać i nienawidzić zarazem. Lub inaczej, jak w tym programie pod tytułem „Kocham to, co lubię”. Wyobrażam sobie, że Masłowska pisze instrukcję obsługi odkurzacza i odnosi sukces czytelniczy i zupełnie nieważne, że sprzęt jest zdezelowany i służy raczej do przerobu masy krochmalowej na szynkę babuni. Książka jest powieścią, a w powieści występują postaci osadzone w jakiejś rzeczywistości. Tu mamy Farah, Joanne i osoby towarzyszące, w tym samą jakoby autorkę, która ma tendencję do wtryniania się w świat przedstawiony jako jedna z postaci. Gdybym miał zgadywać, to mniemałbym, że pojechała Masłowska do SZA, tam sobie pożyła i teraz możemy tego sami doświadczyć po przefiltrowaniu przez jej umysł i język. Guzik mnie obchodzi, czy zgaduję trafnie. Relacja z fabuły ocierałaby się o tę śmieszność, jakiej doświadczyłem, kiedy na lekcji polskiego opowiadaliśmy przebieg zdarzeń w Szewcach Witkacego. Scurvy wsadził hrabinę do klatki. Co dalej? - pyta pani. Zaczęła krakać. Co dalej? - pyta pani. Dalej będą cytaty.

[O Farah, 345]
Leje deszcz, przechodnie w pelerynach rozstępują się, gdy biegnie ulicą, krztusząc się, wyjąc z bólu, zdradzona, oszukana, nieuprawiająca seksu!

[Farah w rozmowie z szurniętym sąsiadem na prochach, 518]
- Jaki to stan? - pyta Farah, bo jest otwarta, gotowa na przyjęcie cudów życia i nie przerywa rozmów ot tak, tylko dlatego, że ma ochotę uciec, spaliwszy wcześniej wszystkie swoje zdjęcia i dokumenty.

[O rozmowach w biurze, 1546]
Wydawały jej się poszumem dalekiego śmietniska, po którym błądzili hipsterzy w poszukiwaniu futrzanych kołnierzy i obłędnych kinkietów, a mewy wyjadały z wyrzuconych sandwiczów tylko szynkę parmeńską, resztę usuwając, bo nie przepadają ani za sałatą rzymską, ani tym bardziej za musztardą dijon…

[O St. Patrick's, 1559]
(…) większość sklepów to rupieciarnie oferujące podstawki do czajników, niedziałające faksy, zdezelowane kolanka hydrauliczne, lekko ułamane, ale jeszcze działające klawisze „Return” i „Option” do Atari 64, sukienki z żółtymi pachami i unikatowe dzieła zebrane Szekspira z XVII wieku bez okładki, grzbietu i kartek.

[O Mr Foods, 1570]
(…) wnętrza nie zaaranżował tam z pewnością Guy Mac Ferry, nie było stor w deseń zaprojektowany przez Kim Gordon, toaleta nie była wytapetowana Kamasutrą, a mięsa nie sprowadzano z farmy pod Portland, gdzie zwierzęta mogą mieć magnetofon w pokoju, a przed śmiercią mają prawo porozmawiać z psychologiem.

[O menu w Mr Foods, 1584]
- Poproszę… Poproszę duże nuggetsy.
- Dużych nie ma.
- A jakie są?
- Są Ogromne, Gigantyczne i Potworne.
(…)
- Poczwórne czy poszóstne frytki?

[1842]
Lubię jeździć metrem. Czuję wtedy coś z pogranicza religii i seksu. Które podobno przecież nie mają wcale pogranicza.

(Numery odwołują się do lokalizacji w ebooku.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger