niedziela, 30 września 2012
Dredd 3D czyli Dredd
Rzeczywiście, w słowie "Dredd" są trzy "d", ale po co o tym informować w tytule? Obejrzeliśmy z Kwiatkiem bardzo ponury film, którego akcja osadzona jest w Megapolis, mieście przyszłości, poza którym są tylko radioaktywne pustynie. Gdzie zatem hodują sałatę dla króliczków? Nie pokazali ich na filmie, ale to tylko dlatego, że kamera biegała za Dreddem, którego podła Ma-Ma zatrzasnęła w gigantycznym bloku mieszkaniowym, aby zlikwidować stróża prawa i sprawiedliwości. Dreddowi towarzyszy paranaturalna rekrutka, która umie sondować mózgi i znajdować w nich interesujące informacje. Na przykład w główce informatyka blokowego znalazła kod dostępu do pancernych apartamentów Ma-My: 49436. Zrobili ten film bardzo ładnie, ale z bardzo kiepskiego materiału. Biedny Karl Urban, odtwórca Dredda, cały swój kunszt aktorski musiał pokazać za pomocą dolnej żuchwy, bo tyle wystawało spod maski przez cały czas. Jego wszystkie wypowiedzi pasowałyby do robocopa, pseudo-militarny żargon nie dopuszczający do głosu żadnych uczuć. Taki Deckard z Łowcy androidów, filmu równie ponurego, miewał jakieś ludzkie uczucia. Podobno film się nie sprzedał, więc nie ma co liczyć na sequel, a szkoda, bo wówczas może wprowadziliby wątek miłosny. Próbuję sobie wyobrazić jak się sędzia z sędzią całują w tych hełmach. Ciągle próbuję.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz