poniedziałek, 3 września 2012
Kocham Paula McCartneya (Szczepkowska)
Kiedyś na pewno zrobię wpis pod tytułem Kocham Joannę Szczepkowską. Nie jest to wielka miłość, raczej z tych niedużych, nie sądzę nawet, czy wystarczyłoby jej na jedną noc. Mam przekonanie, że nie pokochałbym Szczepkowskiej za tę książkę. Nie dlatego, że uważam, że jest zła, ale raczej dlatego, że nie jestem jej targetem. A nie jestem, bo na dłuższą metę mam problem z tym typem wyobraźni. Szczepkowska wyobraźnię ma bogatą, o czym przekonałem się nieraz czytając jej felietony. Jeśli koncept w felietonie nie wypali, to najwyżej stracę pięć minut. Jeśli nie wypali w książce, to mam w plecy parę godzin, zwłaszcza gdy jest to audiobook, jak w tym przypadku. Z audiobookiem jest tym gorzej, że ciężko jest czytać fragmenty po łebkach, a inne - bardziej uważnie. Tutaj byłoby to tym bardziej naturalne, że powieść składa się z paru wątków w różnych planach czasowych. W moim odczuciu historia Szczepkowskiej jest infantylna: Marianna, główna bohaterka, będąc dzieckiem pewnego dnia wymyśliła sobie brata, "pilota lotnictwa podziemnego". Zaczęła o nim opowiadać wkoło, aż utraciła kontrolę nad swoim zmyślonym bratem, który skomplikował życie swojej stwórczyni bardziej, niż spodziewalibyśmy się po postaci o takim marnym statusie ontologicznym. Dlatego zanoszę prośby do polskiej pary królewskiej, Zawszedziewicy i jej Syna, mailem i smsem, aby mnie uchroniły od podobnych komplikacji życiowych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz