Nie wiem po co ten tytuł

              

niedziela, 26 czerwca 2022

Jezus Niechrystus (Piotr Augustyniak)

Wyobrażam sobie, że lokalny biskup zamiast zwyczajowego nihil obstat na tej książce przybija stempel omna obstat (co być może po łacinie znaczy „wszystko stoi na przeszkodzie”). Nie tylko dlatego, że autor jest ateistą (co dla mnie jest synonimem „niewierzącego”, a nie „wierzącego, że Boga nie ma”), ale - co ważniejsze - przedstawia swoją interpretację postaci Jezusa, osobliwą z katolickiego punktu widzenia. Autor przyjmuje optymistycznie, że nie ma problemu z istnieniem takiej postaci (a są tacy, którzy uważają ją za całkiem mityczną), a co więcej - można zrekonstruować jej prawdziwe przesłanie na podstawie ksiąg Nowego Testamentu. W ujęciu Augustyniaka kwestia istnienia jest w zasadzie drugorzędna, podobnie jak w przypadku Sokratesa (jeden z ulubionych argumentów teistów), bo przesłanie tych postaci jest ważne, nawet gdyby były tylko wytworem czyjejś fantazji. Jeśli traktować Jezusa jak człowieka, nie Boga, to odpada element eschatologicznego szantażu (ogień piekielny), a wówczas do jego twierdzeń możemy podejść jak do tez Hegla lub Nietzschego. Jezus okazuje się filozofem. To niespodzianka, bo G.H. Smith, było nie było filozof, napisał o moralnym przekazie Jezusa, że zasługiwałby na niewiele więcej niż przelotne przejrzenie, gdyby nie znaczenie tej postaci dla tak wielu ludzi. Kolejny raz żałuję, że nie jestem filozofem, a jako amator mogę wyróżnić dwa nurty filozofii: bardziej przyswajalny, anglosaski, który wypracował epistemologiczne narzędzia krytyki religii, i drugi, ten tajemniczy, mniej przystępny nurt filozofii, głównie niemieckiej, z Nietzschem na czele. Augustyniakowi jest bliżej do tego ostatniego, który i dla mnie jest intrygujący, bo idealizm pociąga mnie w pewien pokrętny sposób - chciałbym by okazał się prawdą, choć obecnie niekoniecznie w nią wierzę. Sensem przekazu Jezusa jest kairotyczne doświadczenie Boskości Życia, które jest jak najdalsze od chrześcijańskiego Boga (p. [1032] poniżej). Kairotyczne, od greckiego kairos, oznacza skupione na chwili intensywnego doznania i przeciwstawione jest chronosowi, czasowi następujących po sobie zdarzeń, wypełnionemu troską o przetrwanie. Tak ujmuje to autor, ale - jak widać z poniższych cytatów - nie tyle o zwykłą troskę tu idzie, lecz o bezrefleksyjne i obsesyjne dążenie do zaspokajania najabsurdalniejszych potrzeb wytwarzanych w ramach współczesnego turbokapitalizmu (określenie autora). Łatwiej jest pojąć, czym owo kairotyczne doświadczenie nie jest, niż czym jest. Nie jest pogonią za zaspokajaniem potrzeb, ale też nie jest pseudo-spełnieniem w jakiejś formie buddyzmu czy jogi, przynajmniej w zachodnim sensie. Mogę zgodzić się, że kairotyczne doświadczenia przydarzają się wielu ludziom, ale nie sposób wyobrazić sobie trwania w tym stanie. Wszelkie przykłady postaci, które to osiągnęły, wedle zwykłej miary były nieszczęśliwe, albo jako maniacy, albo jako hipochondrycy (określenie autora na postaci wycofane z życiowego kieratu). Przykłady literackie: kapitan Ahab (typ pierwszy), Bartleby (drugi) - postaci z Melville'a. Przykłady z życia: Jezus i zapewne Nietzsche. Zacytujmy parę herezji Augustyniaka: Jezus to schizo-ozdrowieniec („schizo”, bo tak jest postrzegany przez „normalnych”); Jezus-Lucyfer niesie „światło transowego Życia światu zamroczonemu wiarą w Boga – patriarchę i władcę absolutnego”. Niepokojąca uwaga na boku: doznania intensywnego poczucia Istnienia mogą być intersubiektywnie niekomunikowalne, nieodróżnialne od bełkotu szaleńców lub majaczeń niuejdżowców. Być może kto inny zostanie mocniej niż ja przekonany do ich realności. Natura pisana w książce z wielkiej litery jest synonimem Życia, raczej nie tą zwyczajną naturą biologiczną, również na swój sposób fascynującą i przerażającą jednocześnie. Doceniam sięgnięcie po Imagine Lennona, które znałem bardzo dobrze, zanim usłyszałem je w radiu jako jedną ze smutnych piosenek po śmierci JP2 (kto zna tekst, doceni tu kuriozalność). Nie sądzę, by spełnił się czarny scenariusz, w którym ktoś przeczyta książkę, zakrzyknie „on jest Prorokiem!” i ustanowi oficjalny kult Jezusa w interpretacji Augustyniaka. Coś podobnego zdarzyło się dwa tysiące lat temu, kiedy święty Paweł stworzył religię, a z autentycznych nauk Jezusa zostały jedynie strzępy (cytat z Kena Smitha).

[181, temat rozważań wielkanocnych autora, gdy był klerykiem]
Weronika ociera twarz Jezusowi
O żadnej Weronice nie ma wzmianki w Nowym Testamencie! W dalszym ciągu w swoich dewocyjnych rozważaniach autor przedstawia gest Weroniki jako wyraz gościnności, która daje „nam w ten sposób wolność bycia sobą”. Jest to jeden z wielu przykładów katolickiego dwójmyślenia, bo ta wolność bycia sobą nie dotyczy na przykład gejów. Za te i podobne słowa został autor ochrzaniony przez ojca Z., szefa dominikanów. Najpewniej chodzi o Ziębę, czego taktownie autor nie ujawnia.

[404]
[Katolicka] prawda o człowieku sprowadza się do tego, że jest grzesznikiem. Taka wizja życia ludzkiego, w którym najistotniejszą rolę odgrywają grzech i walka z nim, jest okropnie zredukowana i uboga. Psychologicznie płaska.

[662]
Gdy Budda proponuje człowiekowi wygaszenie iluzji ego i oświecenie będące stanem wolnym od ekscytacji czymkolwiek i pełnym wewnętrznego dystansu, Jezus otwiera perspektywę transgresji i transu, zatracenia się w „bożym szaleństwie”.

Jest to‍ droga karkołomna i ekstremalna, dlatego niech porzuci wszelką nadzieję każdy, kto szukałby tu czegoś w rodzaju mindfulness czy psychologicznej‍ „akceptacji siebie”. Nic z tych rzeczy. Propozycja Jezusa nigdy nie była i nie stanie się tego rodzaju protezą duchowości, która nie daje nic prócz odrobiny ulgi w świecie drapieżnego egocentryzmu i żarłocznej konsumpcji.

[722, o „ubogich w duchu”]
Nie chodzi jednak ani o prostolinijność, ani o skromność, ale właśnie o umiejętność (dar, a raczej wydarzenie) zamieszkania w kairosie.

[849]
Troska, ochrona, asekuracja, bezpieczeństwo i zabezpieczenie ostatecznie prowadzą do utraty, do goryczy i poczucia porażki.

[866]
Boskie Życie roztrwania siebie i, paradoksalnie, tylko w ten sposób potwierdza siebie i umacnia. Jego zasadą wcale nie jest samozachowanie, jak uczy Darwin, lecz ekstaza, czyli roztrwanianie, pomnażanie siebie poprzez wyjście z siebie.

[1032, z mistyki Mistrza Eckharta]
Boskość to Bóg, który „nie jest ani dobry, ani lepszy, ani najlepszy”. Nie jest‍ też duchem: „Mówimy, że Bóg jest duchem. Tak nie jest. Gdyby Bóg był faktycznie duchem, zostałby nazwany”. Nie jest‍ osobą: „Nie wystarcza mu ani Ojciec, ani Syn, ani Duch Święty, ani trzy osoby…”. Nie jest nawet bytem, który by nas przewyższał i tworzył.

[1150]
Kupujemy to jako coś, co trzeba mieć, bo jest trendy. To zaś‌ pozwala kapitałowi rosnąć i nieustannie nakręcać koniunkturę. Mechanizm kopiowania preferencji jest tu kluczowy. Nasze życie przestaje być n a s z y m życiem. Nie jest‌ oryginałem życia. Jest de facto‌ kopią kopii.‌ Przemienia się w zombie-życie. Codzienność chronologii w kapitalizmie odsłania więc swoje najbardziej upiorne oblicze.

[1203]
Natura pierwotna,‍ choć – jak rzekł Heraklit – „lubi się skrywać”, pozostawać zagadkowa i nieprzenikniona, lubi jednak również wdzierać się niespodziewanie i przewrotnie do ludzkiego świata. Jej odsłonięcie bywa wspaniałe i upojne, ale bywa też przerażające.
Wcześniej autor wyjaśnia, że natura pierwotna jest „całkowicie suwerennym (pozostającym poza wszelkim wpływem) nurtem Życia vel Istnienia w‍ jego prostym, źródłowym, nieuwarunkowanym przepływie”.

[1243]
Różnica pomiędzy Jezusem i chrześcijaństwem byłaby jednak taka, że tam, gdzie Jezus w skrajnym, agonalnym bólu dokonuje wstrząsającej korekty i uznaje grozę Boskości, tam chrześcijaństwo (ręką Łukasza) dokonuje redakcyjnej i w gruncie rzeczy cenzorskiej korekty: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23, 46).
W odróżnieniu od „Mój Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił?!” (Mk 15, 34–35) z Ewangelii Marka.

[1304]
Z pewnością Jezus – mimo że obwołany w Polsce królem – nie chciałby mieć nic wspólnego z tak funkcjonującym społeczeństwem, którego kondycję duchową najlepiej wyraża discopolowe „wszyscy Polacy to jedna rodzina”.

[1394]
Wolność, równość, braterstwo nie‌ są ideami, które da się zrozumieć i zrealizować na gruncie oświeceniowego racjonalizmu, czy to w formie liberalnego indywidualizmu samorealizacji, czy liberalno-lewicowej emancypacji, czy socjaldemokratycznej solidarności społecznej, czy rewolucyjnej walki z systemem wyzysku i wykluczenia.

[1574]
nowoczesna wizja człowieka znacznie się oddaliła od oświeceniowych założeń i dziś sprowadza się w dużym stopniu do płytko pojętej samorealizacji i narcystycznego, podsycanego turbokapitalistycznymi technikami promocji i sprzedaży, konsumpcjonizmu

[2115, o miasteczku Monemwasia, miejscu epifanii autora]
Doskonale zachowane bizantyjskie miasteczko na wyspie, którą od lądu oderwało trzęsienie ziemi… Bizantyjska perełka.

[2457]
Gdyby koronawirus umiał mówić, wygłosiłby do Olgi Tokarczuk następującą mowę: Na litość boską, dziecko drogie, Natura wcale nie jest taka, jak ci się wydaje! Ona wcale nie jest dobra. Ani to opiekuńcza i hojna biała morwa, ani ten mały, bezbronny jeżyk w pędach twoich włosów.
W kontrze do dość banalnej opinii Tokarczuk o wspaniałej naturze.

[2674, to, czyli rozwój duchowy w ujęciu autora]
A może ma to nas skłonić do praktykowania jakiejś quasi-buddyjskiej ascezy i medytacji, czy też innej ezoteryki? To z pewnością byłoby na rękę kapitałowi, który dzięki temu będzie mieć do czynienia nie ze śmiertelnymi wrogami, lecz z niegroźnymi, nawiedzonymi pomyleńcami, oddanymi jakiejś nowej wersji mindfulness.
Podobną opinię wygłosił Witkowski. Ale, mówi autor, nie należy nie doceniać życia duchowego. „Duchowość to (mówiąc językiem potocznym) zdolność nienakręcania się. Krytyczne spojrzenie nie tylko na świat, ale i na siebie. Umiejętność i potrzeba stawiania sobie pytań i wyzwań tyleż istotnych, co bezproduktywnych. Samodzielne podążanie za tym, co zwie się (może nazbyt górnolotnie) tajemnicą życia”. Szczególnie „nienakręcanie się” brzmi zaskakująco, ale w kontekście jest jasne, bo oznacza nieuleganie mirażom świata urojonych potrzeb.

[2783]
Potrzebny jest ruch radykalniejszy. Ruch ku wnętrzu, ku odczuwaniu i przeżywaniu otchłani Życia, ku zbawiennej Pustce, ku transowej Boskości lub, wyrażając się najprościej, ku nieprzeniknionej zagadce Istnienia. Takiej potrzebujemy edukacji, takiej sztuki, takiej kultury. Bez tego nasze życie będzie coraz bardziej zombie-życiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger