W wieku XVIII młodzieńcy zaplatali włosy w harcapy, na szyi wiązali fulary, częstowali profiterolkami dziewczęta przyodziane w szmizetki, choć raczej nie w czasie rejsu szebeką, kiedy marynarze splatali liny marszpiklami. Widać, że autorka odrobiła lekcję z realiów wyższych sfer epoki. Ale nie lękajcie się! Język jest jak najbardziej współczesny, z dzisiejszymi metaforami i dowcipem, którego w książce nie brakuje. Narratorem opowieści jest Monty, który wraz z siostrą i przyjacielem Percym wyrusza na grand tour po Europie, czyli roczną podróż po słynnych miastach Europy. Był to zwyczaj powszechny w zamożnych sferach tamtych czasów. Zwykle odbywało się to po zakończeniu edukacji, a przed rozpoczęciem dorosłego życia z jego sztywnymi (jak to podówczas było) ramami i obowiązkami. Przypadek Monty'ego jest nietypowy, bo został wyrzucony z Eton przed ukończeniem szkoły. Nie jest Monty młodzieńcem cnotliwym, łatwo ulega pokusom cielesnym ze strony pań i panów, tych ostatnich nawet bardziej. Największą jego miłością, głęboko skrywaną, jest nie kto inny jak ów Percy, który jest Mulatem lub wręcz Murzynem, wychowanym w odpowiednio usytuowanej rodzinie, więc w swoim otoczeniu w Anglii nie zetknął się z uprzedzeniami rasowymi. Za granicą - owszem. Jak twierdzi autorka w posłowiu, przypadki wychowywania czarnoskórych dzieci w angielskich rodzinach były rzadkie, ale były. Młodzieży w podróży towarzyszy tak zwany cycero, wynajęty przez ojca nauczyciel, stróż dobrych obyczajów, który utrudnia dobrą zabawę. Naszej trójce nie utrudni tak bardzo, jakby zapewne chciał, bo sami sobie skomplikują życie. Z pierwotnego planu podróży niewiele ocalało, kiedy za sprawą Monty'ego nasza trójka wplątała się w spiski i wielką politykę. Jednym z istotnych elementów fabuły będą pewne alchemiczne pierdoły (serce ludzkie zamienione w panaceum?), z powodu których odwiedzą Barcelonę i Wenecję. Gdyby nie te dyrdymały, powieść uszłaby za dość realistyczną. W czasie czytania miałem wrażenie, że autorka miała na myśli bardziej scenariusz filmowy niż powieść, stąd ta tania fantastyka, bez której szanse na ekranizację maleją znacząco. Z drugiej strony Monty jako narrator radzi sobie świetnie, a to nie tak prosto przenieść na ekran. Powieść ma być młodzieżowa, a ponieważ za młodu czytałem na ogół pretensjonalne powieścidła, więc teraz nadrabiam zaległości. Książka jest przyjemna i chwilami zabawna, a najzabawniejsza myśl jest taka, że ku zgrozie Barbary Nowak będą po nią sięgać młodzi ludzie, których umysły zostaną wypaczone ideą pięknej miłości homoseksualnej, godnej hymnów na wzór świętego Pawła.
[442, pocztówka z osiemnastowiecznego Paryża]
Odpadki spadają z okien, opróżnia się przez nie nocniki, w rynsztokach pływa zgnilizna, którą żywią się wielkie zdziczałe mastyfy.
[3072, w operze barcelońskiej]
W lożach panie grają w karty i jedzą ciastka z kremem przynoszone na srebrnych tacach. Panowie dyskutują o polityce. Gdy rozpoczynają się śpiewy, hałas narasta, bo wszyscy próbują je przekrzyczeć.
A teraz ludzie chodzą do opery w dżinsach - wtedy nie do pomyślenia!
[3307, Monty ostrzega Dantego, by się nie zbliżał]
Ani się waż. Mamy żrącą herbatę i miecz z podstawką, więc trzymaj ręce tak, żebym je widział!
Miecz z podstawką w ręku Percy'ego chwilę wcześniej służył za dekorację.
[4258]
Nigdy dotąd nikt mnie nie wiązał – fularem do kolumn łoża się nie liczy.
[5683, z posłowia autorki]
Prawa zakazujące chorym na padaczkę zawierania małżeństw obowiązywały w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii do lat siedemdziesiątych XX wieku.
[5721]
Zgodnie z Buggery Act z 1533 roku – ustawę tę uchylono dopiero w 1828 roku – za sodomię groziła w Anglii kara śmierci.
(…)
W Londynie w latach dwudziestych XVIII wieku było więcej gejowskich pubów niż w latach pięćdziesiątych XX wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz