wtorek, 4 maja 2021
Whiplash
Oskarowy film sprzed siedmiu lat o Andrew, początkującym perkusiście jazzowym, i Fletcherze, sadystycznym nauczycielu w najlepszej szkole dla muzyków jazzowych w kraju. Metoda Fletchera ma dopingować młodych ludzi do pracy nad sobą, ale nie ulega wątpliwości, że przekracza on granice. Przez połowę czasu oglądamy dość techniczne aspekty doskonalenia warsztatu muzycznego. Dla laików takich jak ja jest to lekko nużące, a dla profesjonalistów - zgaduję, że śmieszne. Jazz nie jest moją fascynacją, ale akurat Caravan Armstronga, wałkowany w filmie, jest jednym z moich ulubionych standardów. Na drodze kariery Andrew wydarzają się różne wypadki, w tym samochodowe. Nie zdradzę, czy się w końcu podda, ale ostatecznie dojdzie do jego konfrontacji z Fletcherem, która skończy już poza filmem, więc widz może sobie pofantazjować. Jako osobnik małostkowy nie pobiegłbym do nich z życzeniami wielu lat życia w łasce bożej, bo obaj bohaterowie są antypatyczni. Film wywołał u mnie parę skojarzeń z życia i nie tylko. Mojej wychowawczyni z liceum daleko było do Fletchera, ale bywała okropną jedzą. Nie wiem, czy w ten sposób kogokolwiek do czegokolwiek zmotywowała, ale jedno jest pewne: nie wspominam tego czasu miło. Mam od tamtych lat awersję do określenia „wychowawca”, a wychowawczy efekt tej pani jest taki, że stała się dla mnie antywzorem. Inne wspomnienie to miła polonistka, która była uczennicą starszej polonistki uczącej w tym samym liceum. Jak wiadomo, można znaleźć klucz do serca każdej polonistki. W przypadku tej starszej były to fantazje typu „obudziłam się jako Zosia w Soplicowie”, prowokujące tę młodszą do kpin, do czego by nie doszło, gdyby starsza choć trochę przypominała Fletchera. Kolejne skojarzenie to Dyrygent Wajdy. Jak pamiętamy, kiedy młody i narwany Seweryn musiał oddać batutę miłemu, starszemu, ale uznanemu Gielgudowi, atmosfera się od razu poprawiła, a z nią - efekt artystyczny. Wniosek: nie trzeba być Fletcherem, żeby osiągnąć satysfakcjonujący rezultat. Z małym zastrzeżeniem: Fletcher chciał kształtować indywidualności, co nie było ambicją miłego Gielguda. Ostatnie skojarzenie: to.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz