Nie wiem po co ten tytuł

              

piątek, 20 listopada 2020

100 rzeczy czyli 100 Dinge

Jest poranek ważnego dnia. Dwaj przyjaciele budzą się, Toni zaczyna od śniadania, treningu i odżywki, po czym wbija się w garniturek, a Paul przez ten czas przeleciał przez Twitter, filmy z kotkami i YouPorn, po czym ze świeżą erekcją otwiera drzwi Toniemu. I co? Bez tych treningów i męki klata i abs Paula nie ustępuje Toniemu. Za chwilę wezmą udział w konkursie dla start-upów, w którym pójdzie im zaskakująco dobrze, ale nas dziwi bardziej to, że w start-upy bawią się takie stare konie bliskie czterdziestki, a nie młodsze dzieci po dwudziestce, choć Fakap raczej potwierdza tę pierwszą opcję. Pomijam okoliczności, które doprowadziły naszych przyjaciół do zakładu o to, że zdołają obyć się bez sterty rzeczy, jakie ich otaczają w domu - i mimo że nie byli zbyt trzeźwi w tym momencie, zakład zostanie przeprowadzony, bo pracownicy start-upu mają wiele do ugrania. Problem z jedzeniem okazuje się mniejszy niż swoista deprywacja sensoryczna, jaką jest życie bez komórki lub chociażby książki. Tak źle zresztą nie jest, bo koledzy nadal chodzą do pracy, początkowo dziwnie ubrani. W okazjonalnie wynajętym magazynie Toni poznaje Lucy, z którą będzie miał dziwną randkę bez spodni. I tak dalej, cała historyjka ma nas przekonać, że konsumpcjonizm nie daje szczęścia. Oczywiście, że nie, jak już gdzieś napisałem, idealnym obywatelem jest wiecznie niezaspokojony konsument, który pracuje dorywczo za jedną dziesiątą płacy minimalnej (a kupuje wszystko na kredyt). Nie musiałem oglądać tego filmu, żeby wiedzieć, że szczęścia nie da się kupić w żadnym supermarkecie ani na ebayu i że w dawnych czasach ludzie byli szczęśliwi choćby dlatego, że udało im się przetrwać wojnę. Scenarzyści uprościli sobie trochę sprawę, bo nasi blisko czterdziestoletni chłopcy nie mają rodzin, w których kwestia zaspokojenia potrzeb prawdziwych i wykreowanych byłaby ciekawsza, ale i trudniejsza do analizy. Przeklęty żywioł konsumpcjonizmu przypomina ów nieszczęsny cykl narodzin i śmierci w buddyzmie. Czy można się z niego wyrwać? Film daje odpowiedź twierdzącą i naiwną, jak dziecko piszące list do świętego Mikołaja lub wyborca „P”i„S”-u przekonany o uczciwości Szumowskiego. Bardziej dojrzałą odpowiedź daje stoicyzm, który jest jak najbardziej pożądany w dzisiejszym kapitalizmie korporacyjnym - ale wyłącznie w sensie politycznym, przez co należy rozumieć powstrzymywanie się od krytyki systemu władzy. Podsumowując, bądź stoikiem politycznym, a ekonomicznie bądź „użytkowym potworem” Nozicka. Czy ta sprzeczność rozsadzi system? Miejmy ostrożną nadzieję, że tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger