piątek, 20 listopada 2020
Randki od święta czyli Holidate
Bohaterka Balladyn i romansów w autodestrukcyjnym impulsie, który od czasu do czasu jej się udzielał, włączała sobie twórczość Gosi Andrzejewicz. Ja włączam sobie komedie romantyczne. Niskie instynkty mną powodują, popatrzeć na ładnych facetów z włochatą klatą i pięknym uzębieniem. Twórcy tego gatunku rzucają koła ratunkowe dla widza w postaci drwin z tego gatunku, że sztampa i serowe linijki, tak jest i tutaj, kiedy pod koniec bohaterka Sloane wygłasza płomienną publiczną przemowę, aby przekonać Jacksona o swojej miłości, a on tuż potem stwierdza, że to było bardzo serowe. Czy zaspojlerowałem? Żarty, komedii romantycznych nie da się spojlerować. Nasza para poznaje się przypadkiem i po krótkiej wymianie zdań wychodzi na to, że mają wspólny problem: brak partnera na święta. Postanawiają więc, że będą dla siebie takimi partnerami bez żadnych zobowiązań. Od początku wiadomo, jak to się skończy. W tle jest ciotka Sloane (podstarzała blondynka z Pushing Daisies), która pomimo pięćdziesiątki na karku zmienia facetów jak rękawiczki, bo boi się zaangażować. Nie ma obaw, Sloane razem z ciotką się opamiętają i zrozumieją, jak pięknym, wzniosłym i duchowo ubogacającym uczuciem jest miłość falliczno-waginalna. (Bez wątpienia jest nim też miłość analna, ale tej w filmie nie ma, poza leciuteńką aluzyjką.) Sprowadzony z Australii aktor grający Jacksona spełnił moje oczekiwania, nawet bardziej niż były facet Sloane, niewierny Francuz Luc. Jest też lekarz, Hindus Faarooq, który jest jedynym lekarzem w Chicago, bo ilekroć, czyli trzykroć, akcja przenosi się do szpitala, to jego widzimy w działaniu. Niestety nie był to aż tak słaby film, żebym poczuł się wystarczająco duchowo sponiewierany, czy choćby wyczochrany. Może następnym razem się uda.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz