poniedziałek, 2 listopada 2020
Petunia
Kwiatki to istoty wrażliwe, wymagające troski i pielęgnacji. Takie skojarzenie z nazwiskiem rodowym bohaterów jest zapewne słuszne i zgodne z intencją twórców. Cała rodzina przeżywa problemy, a słuszniej byłoby powiedzieć, że każdy z jej członków ma swoje, choć oczywiście problemiki jak trybiki, zazębiają się i napędzają nawzajem. Zapewne zapaść komunikacyjną między rodzicami nie dokonała się z dnia na dzień, ale właśnie teraz zaczęło im to doskwierać. Z trzech dorosłych synów najstarszy się właśnie ożenił i już od początku stwierdza, że kiepsko dogaduje się z żoną. Niby słabo twórcy to rozegrali, bo zgodnie z naszym rozumieniem obyczajów godowych w społecznościach ludzkich w Ameryce północnej przed ślubem dochodzi do wielu kontaktów werbalnych, na podstawie których dałoby się ustalić, że ta panna nie trawi absurdalnych pytań, jakie zadaje jej mąż. Cóż prostszego niż rozwiązać to niezbyt udane małżeństwo - gdyby tylko nie ta nieszczęsna ciąża, która się musiała przyplątać. Drugi z braci to przystojny seksoholik, a trzeci jest gejem żyjącym w celibacie. Właśnie pojawia się w jego życiu ktoś, dla kogo warto będzie rozważyć zerwanie ślubów czystości, ale nic nie pójdzie gładko i bez bólu. Gej Charlie zaniepokoił mnie szczególnie, bo z początku wydał mi się popychadłem bez własnej inicjatywy. Po czasie okazało się, że nie jest z nim tak źle. Gdyby dodać odpowiednią muzyczkę, można by ten film pomylić z produkcją Woody Allena. Nie jest tak dobry jak Allen z najlepszych lat, ale podsumowując, Petunia non olet.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz