Telewizji nie trawię, więc tylko z opowieści znam tę zbitkę wypowiedzi różnych osób, które mówią o swojej sytuacji finansowej. Emerytka z bloku dostająca tysiąc na rękę opowiada, że nie jest tak źle, ma gdzie mieszkać i w sumie wystarcza. W drugim ujęciu młoda kobieta wysiada z mazdy i mówi, że sytuacja finansowa w wymiarze sprawiedliwości jest dramatyczna i nie pozwala na godne życie. (To było ładnych parę lat temu, nie chodzi tu o poróbstwo prawne obecnej władzy.) Nawiązuję do tego, bo film, o którym mowa, to opowieść o problemach pierwszego świata. Para gejów szykuje się do ślubu, ale piętrzą się przed nimi trudności wręcz epickie, bo przyjaciółka, która miała im udzielić ślubu musi odwołać swój udział w ostatniej chwili. Akcja toczy się dzień przed, Daniel szykuje obiad dla przyjaciół i rodziny, wszystko musi wypaść perfekcyjnie. A tu nagle zjawia się niezapowiedziana przyjaciółka Christophera z lat szkolnych. Nie dość, że jest to dodatkowa osoba, która psuje przemyślaną kompozycję kulinarno-towarzyską, to jeszcze przywołuje jakieś dawne wspomnienia z życia Christophera, w zasadzie kompletnie bez znaczenia, ale dla Daniela to szok, bo jego przyszły mąż nie jest z nim całkiem szczery. To oczywisty absurd. W czasach szkolnych byłem nękany przez matkę, abym jej recytował menu ze szkolnej stołówki, co chętnie bym przemilczał, gdyż mało mnie ten temat obchodził (odpowiedź „zupa i drugie danie” była zbyt słaba). Czy byłbym „nieszczery”, gdybym nie mówił? Z takich oto gównianych powodów paroletni związek dwóch facetów o mało co się nie rozpadł dzień przed ślubem. Zakończenie jest cukierkowe, ale chodzi o taką raczej peerelowską landrynkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz