Tytułowy daddy to Colin, gwiazda telewizyjnego show, który ma przyjaciela Stewarta Wisniewskiego. Są gejami, ale łączą ich relacje przyjacielskie (bez benefitów). Zdarza im się wyskoczyć na miasto, aby wyhaczyć kogoś na jedna noc, ale powiedzmy wprost - Stewart jest w te klocki słaby, zwłaszcza w porównaniu z Colinem. W stacji telewizyjnej pojawił się stażysta Tee, który robi do Colina maślane oczy, więc nic dziwnego, że po krótkim czasie ich współpraca uzyska wymiar horyzontalny, a stanie się to po szokującym Kwiatki epizodzie, w którym Tee weźmie do ust świeżo wysiusianego siusiaka. Związek Colina z Tee staje się coraz poważniejszy, bo najwidoczniej nie jest to przelotny romans, ale Colin nie widzi jeszcze tego, na co patrzymy my, widzowie - z Tee jest coś nie halo. Czy to te tajemnicze pastylki? Czy szpargały skrywane przed Colinem? Wszystko się wyjaśni, a na jaw wyjdzie sekret w stylu Shyamalana, którego zdradzenie niszczy cały suspens i życie Colina, choć on Bogu ducha winien. Po eksplozji bomby trzeba jakoś wrócić do życia - z trudem, ale się udaje. Jak na produkcję proponowaną przez here.tv, jest to nawet zgrabnie zrobione, choć nie powiem, żebym rozumiał motywy kierujące Tee. Ale to nic, Umberto Eco też miał podobne dylematy, kiedy dziwił się licznym propozycjom seksualnym i matrymonialnym składanym pewnej pani, która zasłynęła po tym, jak ucięła penisa mężowi. Tekst nosił tytuł „Iść do łóżka z Loreną, żeby go nam ucięła?”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz