Nie wiem po co ten tytuł

              

niedziela, 25 października 2015

Uległość (Michel Houellebecq)

To nawet dziwne, że do czytania tej książki tak intensywnie namawia Jacek Żakowski i inne postaci znane z Tok FM. Uległość na pewno nie wpłynie na zmianę tonu w „dyskusji” na temat imigrantów toczącej się obecnie w Polsce. A jeśli wpłynie - to nie na rzecz opinii, że przyjmować imigrantów można lub należy. Akcja powieści Houellebecqa rozgrywa się na początku lat dwudziestych naszego stulecia, kiedy lider Bractwa Muzułmańskiego, trzeciej siły politycznej we Francji, po serii dość korzystnych dla niego zdarzeń zdobywa władzę i zostaje prezydentem. Wśród postaci przewijają się znane nam nazwiska, Marine Le Pen czy François Hollande. Przejęcie władzy przez muzułmanów nie obywa się bez turbulencji, dochodzi do paru niemrawych zamachów, ale potem jakby wszyscy się z tym godzą i z pewną rezygnacją, choć nie powszechną, dopasowują się do nowej sytuacji. Dziewczęta ubierają się skromniej, uniwersytety stają się placówkami wyznaniowymi, w których wymagana jest konwersja na islam. Na te wydarzenia patrzymy oczami oczyma François, profesora Sorbony, specjalisty od literatury wieku XIX, szczególnie Huysmansa, raczej mało znanego u nas pisarza francuskiego z końca tego stulecia. To ważne, bo główny bohater stale rozmyśla o Huysmansie, ta postać staje się punktem odniesienia do jego przeżyć. Ważnym momentem w życiu Huysmansa było jego nawrócenie na katolicyzm, więc zastanawiamy się, czy nasz François też się na to zdobędzie, choć nie o katolicyzm będzie chodziło. Jeśli tak, to z innych niż Huysmans pobudek, bo siłą islamu, jak wnoszę z książki, jest powrót do patriarchatu z jego licznymi dla mężczyzn urokami wzmocnionymi jeszcze specyfiką tej religii. Czyż to nie urocze, że podstarzały facet, który nie miał wcześniej ochoty wiązać się na dłużej z żadną pyskatą babą, może mieć teraz dwie lub trzy potulne żony, wśród których byłaby świetna gospodyni oraz ledwo rozkwitła seksualna zabawka. I to bez tego mozołu, podchodów, przewlekłego randkowania - po prostu zgłaszasz zapotrzebowanie u swatki, wypełniasz formularz C5 i masz. To być może straszliwe uproszczenie, książka Houellebecqa jest na pewno dużo głębsza, mamy tu opis kolejnej zdrady klerków, jednak dużo ważniejszy od samej książki jest podjęty przez autora temat. Wisi w powietrzu niepokojące pytanie: czy europejski standard świeckości państwa jest zagrożony? Trudno przecież wyobrazić sobie męczenników za świeckość, którzy równie gorliwie co ludzie religijni bronią swoich racji. Czy lekarstwem w tej sytuacji byłoby wzmocnienie chrześcijaństwa? Może i tak, ale świeckość znowu przegrywa. Chrześcijaństwo obecnie nie wydaje się religią dążącą do dominacji, ale w sytuacji, kiedy miałoby być odpowiedzią na zagrożenie islamem - nie byłoby wyjścia. Zwłaszcza, że sami islamscy przywódcy mówią bez ogródek, że „islam będzie polityką albo nie będzie go wcale” (Chomeini). W pamięci utkwił mi niegdysiejszy tytuł z GW mówiący o najmłodszej córce Meczetu, czyli Francji. Było to jakieś dwadzieścia lat temu! Jeśli krakanie Houellebecqa miałoby się ziścić, to niemal  na pewno właśnie w tym kraju. Zresztą opozycja chrześcijaństwo-islam wcale nie musi pierwszoplanowa. Jak mówi jedna z postaci u Houellebecqa:
[P]rawdziwym wrogiem muzułmanów, którego boją się i nienawidzą bardziej niż czegokolwiek innego, nie jest katolicyzm. tylko laicyzm, państwo świeckie, ateistyczny materializm [1536].
Anglikański arcybiskup Canterbury przemówił jednym głosem ze swoim kolegą imamem, ale dla sprawiedliwości dorzućmy jego obronę Fry'a, który mówił o Bogu, jako postaci kapryśnej, wrednej i głupiej. Po imamie bym się tego nie spodziewał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger