sobota, 17 października 2015
Orzeł kontra rekin czyli Eagle vs Shark
Lubię Salę Kinową, bo jest to odtrutka na kino holiłódzkie, z którym mam coraz większe problemy, zwłaszcza z Marvelem. Film Orzeł kontra rekin wybrałem z powodu Jemaine'a Clementa znanego mi z serialu Flight of the Conchords. Z napisów końcowych wynika, że to ma być kino Sundance'owe, co się wiąże z pewnym ryzykiem dla widza. W tym przypadku nie jest tak źle, film trawi się dobrze, nawet parę chachów się zdarzyło. I parę zaskoczeń. Generalnie jest to opowieść o dziewczynie Lily, zakochanej w Jarrodzie, najpierw platonicznie, a potem całkiem już konkretnie z zaangażowaniem stosownych organów. Sęk w tym, że Jarrod jest fatalnym materiałem na chłopaka, więc Lily nie będzie miała lekko. Zasadniczo rysują się przed widzem dwie opcje: Lily przejrzy na oczy lub zrobi to Jarrod. Do czegokolwiek dojdzie, główna akcja rozegra się w rodzinnej wiosce Jarroda, który planuje zemstę na swoim prześladowcy z lat szkolnych. W czasie oglądania miałem wrażenie, że postaci są lekko mózgowo upośledzone, ale wydają się takie w zestawieniu z bohaterami wielu amerykańskich produkcji, którzy mówią dialogami pisanymi przez sztaby specjalistów. W życiu niestety nie mamy takiej pomocy, radzimy sobie, jak umiemy i często średnio wychodzi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz