środa, 12 sierpnia 2020
Tuż po weselu czyli Efter brylluppet
Jeśli myślicie, że macie pecha, bo jesteście dzieckiem w Bombaju, które - aby przeżyć - musi się prostytuować, to nic nie wiecie o życiu miliarderów w Kopenhadze. Temu udanemu filmowi należał się kopniak, bo początek sugeruje, że tematem będzie pomoc pozostawionym bez opieki dzieciom w Indiach. Bynajmniej, rzekłbym, że to bogacz Jørgen okazuje się pierwszoplanowym bohaterem, mimo że na wstępie kamera chodzi za Jacobem, który przyjechał do Danii, aby uzyskać fundusze na sierociniec w Bombaju. Zanim wyjechał, widzimy go otoczonego gromadką dzieci, z którymi ma świetny kontakt, a jednego z chłopców, którym zajmował się od maleńkości, traktuje wręcz jak syna. Ciekawy przypadek z tym Mikkelsenem grającym Jacoba, Tuż po weselu to w sumie staroć, rok 2006, potem było Polowanie (2012), w którym zagrał przedszkolankę, a rok później obsadzili go w serialu Hannibal, po którym Mikkelsenowi wpatrzonemu w dzieci zaczynamy przypisywać intencje kulinarne. Jørgen sprawia wrażenie kapryśnego dorobkiewicza, ale wkrótce dowiemy się, że to poza. Za Czubaszek powtórzę słowa Madonny, że pieniądze szczęścia nie dają, ale pozwalają się bez niego obyć. Cha cha? Nikt zdrowy (w szczególności na umyśle) nie chciałby wejść w buty Jørgena. Jest w tym barszczu jeden zupełnie zbędny grzybek, a jest nim nieszczęście, które spotkało córkę Jørgena. Jej postać wydała mi się momentami źle napisana, rozumiem, że ma cierpieć, ale czemuż tak przeżywa wiadomość o biologicznym ojcu, którym nie jest Jørgen, o czym zresztą wiedziała już dużo wcześniej? W kinie mają być emocje, to są, nawet jeśli niezbyt uzasadnione.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz