piątek, 22 maja 2020
On the Basis of Sex
Ruth Ginsburg, sędzia Sądu Najwyższego SZA, rzeczywiście wystąpiła w końcówce filmu, ale oczywiście kto inny odegrał jej młodszą wersję. Ale, ale, a tytuł? Jak pisałem, obywatele naszego kraju z radosną emotką na obliczu przyjmują presję na ich biegłość w angielskim. Ma mama ma jeszcze braki w słownictwie, bo kupuje masło orzechowe crunchy, choć wolelibyśmy smooth. Podejrzewam też, że mama przetłumaczyłaby tytuł na „Z powodu seksu”, więc zapewne spotkałaby się z łagodną reprymendą ze strony rodaków, słynących z sieciowego bon tonu. Mamo, nie. Przepisy, regulacje, umowy – to dla Amerykanina sfera nieomal sacrum, dlatego wyspecjalizowali się w dramatach prawniczych. Czy ktoś poza Kieślowskim próbował zrobić to w Polsce? Oj, durny ty, a Anna Maria? Która już drugie pokolenie przekonuje Polaków jak powinny wyglądać porządne sądy... Wróćmy do tytułowego seksu, którego wiele w filmie nie zobaczymy. Zobaczymy natomiast naszą Ruth w trakcie walki o likwidację dyskryminacji prawnej ze względu na płeć, co przekłada się na setki konkretnych przepisów. Kobiety chętnie mówią o swojej dyskryminacji i jestem gotów do takiej dyskusji, ale po omówieniu punktu pierwszego, czyli niższego wieku emerytalnego dla kobiet. Temat wypracowania: dlaczego zróżnicowanie wieku emerytalnego ze względu na płeć nie dyskryminuje mężczyzn? Tego właśnie uczepiła się Ruth, kiedy znalazła (a raczej jej podsunięto) przepis dyskryminujący mężczyzn. W sensie finansowym chodziło o drobiazg, prawo do zwrotu podatku za opiekę nad starszą matką, które dziwnym trafem nie objęło nieżonatych facetów. Jeśli jednak wysoki sąd uzna, że to dyskryminacja ze względu na płeć, otwiera się puszka Pandory, jakby to widziała konserwa, lub – w oczach lewicy – droga do sprawiedliwej zmiany prawa, które w Ameryce lat siedemdziesiątych ciągle widziało kobiety jako własność męża. Błahostka to niby, ale karta kredytowa wydawana tylko na męża? Film jest niezły, jeśli chodzi o przemycenie w fabule argumentacji za równouprawnieniem. Jest to forma feminizmu, którą popieram i szanuję. Trzeciej fali, która widzi opresję, kiedy mężczyzna rozstawi nogi siedząc w metrze, a której nie przeszkadza los kobiet w szariacie, nie jestem już w stanie brać serio. Sztampa w filmie polega na tym, że trochę zbyt wiele jest tu postaci, które mówią: Ruth, daj spokój, to się nie uda, a potem jej kibicują. W tym znakomita jak zwykle Kathy Bates. Ogólnie rzecz biorąc, znowu jesteśmy przekonywani, że nie wystarczy sama słuszność sprawy, bo potrzeba jeszcze sprytu, aby ją przeprowadzić. My to już od dawna wiemy, niestety, a dziesięciolatki, którym taka nauka by się przydała, na pewno jej nie wchłoną oglądając ten film.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz