Interesujące doświadczenie: zobaczyć film Sókrates zaraz po Jokerze. Temat jest bardzo podobny: jak społeczeństwo wypycha jednostkę poza swój margines. To lekka przesada, bo tytułowy piętnastoletni Brazylijczyk Sokrates, który popadł w niedolę po nagłej śmierci matki, nie zapowiada się na kryminalistę, a ewentualnie na męską prostytutkę, choć w tej profesji na razie idzie mu średnio. Opcje życiowe ma Sokrates nieciekawe: ośrodek opieki dla nieletnich (dziwne, ale nie ma przymusu), religijny ojciec, z którym byłoby synowi gejowi trudno wytrzymać, a na końcu całkiem fajny kochanek, z którym trudno się wiązać na siłę, zwłaszcza kiedy wyjdzie na jaw to, czego tu nie napiszę. Już na początku zostaliśmy uprzedzeni, że film jest raczej amatorski, bo sfinansowany z funduszy przeznaczonych na takie właśnie cele. W warstwie realizacyjnej - zgoda, bo dawno już nie obejrzałem tylu ujęć kręconych z trzęsącej się ręki. Jeśli zaś chodzi o stronę fabularną, to zarzutów nie mam, historia jest wciągająca i poruszająca, i nawet nie mam pretensji o otwarte zakończenie. W związku z tym życzymy Sokratesowi, aby się odbił od dna i na wzór Anny Madrigal stanął na czele wielkiej, tęczowej wspólnoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz