W blasku kwietniowego Księżyca w pełni jednorożec zbliża się do samicy i wprowadza członka do jej pochwy. Czytała Krystyna Czubówna. Chyba przegapiłem ten odcinek filmu o zwierzętach, nie ja jeden. Za to możemy sobie obejrzeć realistyczny do bólu film o Jokerze, przeciwniku Batmana, który był dla mnie istotą w rodzaju jednorożca, nieco tylko bardziej od niego realną, zamieszkującą umowne uniwersum, niby przypominające amerykańską metropolię, ale bardziej w zakresie symboli i archetypów niż detali życia codziennego. Skąd wziął się Joker? - to interesujące pytanie, na które już padła odpowiedź w innych filmach, ale zawsze w konwencji komiksowej. W filmie Burtona wpadł do kadzi z kwasem i to go tak strasznie wkurzyło, że zaczął się mścić na kim popadnie. Słabo to pamiętam, ale genialny Joker Nolana (grany przez Ledgera) też miał jakąś poważną traumę w mózgu, okrutny tatuś, lub coś. Pragnienie zemsty rodzi się z krzywdy. A kto skrzywdził Arthura Flecka w najnowszym filmie o Jokerze? My wszyscy, bo na swojej drodze życia nie spotkał prawie nikogo, kto okazał mu sympatię lub współczucie. Pomyślcie o tym wy wszyscy, którzy wydzieracie się na kasjera w sklepie lub na panny z call center, może w ten sposób stwarzacie nowego Jokera? (Tę myśl dedykuję przede wszystkim sobie, choć nawiasem mówiąc taka motywacja do bycia miłym i uprzejmym jest dla ubogich duchem.) Jak widzimy, Arthur wcale nie chce być zły, lecz ma swoje granice wytrzymałości i nieco kruchą psychikę, która pozwala mu funkcjonować w społeczeństwie jedynie przy regularnie zażywanych pigułkach. Obcięto fundusze, zamknięto ośrodki pomocy, pigułki się skończyły, a z nimi - stary Arthur. Resztę załatwiło społeczeństwo, które uwielbia wyśmiewać się z dziwolągów, w tym przypadku - ze spektakularnie nieudanego komika. Żeby nie było tak prosto, to samo społeczeństwo wzięło sobie Jokera na sztandary w swoim buncie przeciw władzom, choć daleko mu do geniusza zbrodni, jakim bywał w innych filmowych wcieleniach. Prawiczkom nie powinien podobać się ten film lansujący tezę o odpowiedzialności społeczeństwa i jego władz za kreowanie przestępców. W kolejce do czytania mam książkę o Norwegii, z mojej powierzchownej wiedzy - społeczeństwie zamożnym i mocno egalitarnym, a jednak udało im się wyhodować Breivika. To nieco mąci mój entuzjazm dla wspomnianej tezy. Zapewne jest jak zwykle: prawda jest nudna i leży pośrodku. Film wywołał we mnie reakcję odwrotną do martini Bonda, jestem zmieszany, nie wstrząśnięty. Życzę Phoenixowi oskara za jego rolę, ale twórcy filmu mi podpadli, bo Joker bez krzty posępnego poczucia humoru nie jest Jokerem. Redaktor Janicka też tak uważa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz