A może było całkiem inaczej? Może pro-brexitowcy błądzili po omacku i nie było żadnego wynajętego geniusza, który zastosował wygrywającą strategię? Post faktum łatwo twierdzić, że Dominic Cummings realizował przemyślany plan, zakończony sukcesem stronników wyjścia. Jego pomysły okazały się trafne, bo wygrał, a kiedy indziej w całkiem podobnej sytuacji przegrałby i nikt by się temu specjalnie nie dziwił. Cesarz Henryk IV poszedł do Canossy, ale parę lat później się umocnił i skutecznie przeciwstawił papieżowi, którego autorytet raz działał, raz nie działał, switch on - switch off. Jakie to dobre pomysły miał Cummings według filmu? Trzy: proste hasło (w połączeniu z tygodniowym kosztem obecności w Unii, kwota przekłamana, ale kto zwraca uwagę na szczegóły), odcięcie się od Farage'a (który mobilizował bardziej skrajny elektorat) i wejście w sieci społecznościowe (za pomocą niesławnego Cambridge Analytica). W pewnym momencie Craig Oliver, współpracownik premiera Camerona, szef kampanii na rzecz pozostania w Unii, zaczyna widzieć, że przegrywa, bo coraz bardziej medialnie nośne stają się hasła strony przeciwnej, choć są kłamliwe i demagogiczne. Film boleśnie potwierdza nam tę prawdę, że minęły czasy nudnej polityki, kiedy - jak nam się dziecinnie wydawało - parlamenty powinny debatować na temat wzorów etykietek do skarpetek. Oliver jako polityk oldschoolowy mówi, że przedstawiciele obozu rządzącego nie mogą rzucać haseł bez pokrycia w faktach - w przeciwieństwie do opozycji. To też się zmieniło, tak w Polsce, jak i na świecie. Jeden z moich ulubionych przykładów: Donald Trump, prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki, mówi, że wszystkie instytucje w kraju działają przeciw Republikanom, nawet Kolegium Elektorów [x]. Ta brednia chwilowo wygrywa w moim rankingu, ale konkurencja jest spora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz