Rzadko mi się zdarza kupować książkę w afekcie, ale nie mogłem się powstrzymać, kiedy przeczytałem, że główni bohaterowie to para gejów mieszkających w Krakowie. Tę kupiłem w formacie audio, ma to swoje plusy i minusy, lecz na szczęście Łukasz Garlicki czytając wykonał świetną robotę. Te zombie mnie wprawdzie lekko zniechęcały, jednak szybko się okazuje, że chodzi o metaforę lub alegorię narastającego nacjonalizmu, a ugryzienie zombie to wersja heglowskiego ukąszenia, po którym stajesz się nowym zombie, czyli polskim patriotą w sensie kajogodkowskim (naciągane, ale w słusznej sprawie). Metafora traci momentami na czytelności, na przykład wtedy, gdy spokojne do tej pory zombie gryzą chińskich turystów, które jako żywe trupki kłaniają się Królowej Polski z Częstochowy. Nowa obrona Częstochowy to jeden z wątków w książce, ale już nieaktualny, Częstochowa się poddała. Idzie szybko. Jak nam mówi sam autor, planowany był serial na podstawie książki, a teraz myśl o tym, że w Polsce nakręcono by coś takiego, wydaje się złowieszczo absurdalna. Patriotyczny paradygmat jest taki, że ojczyznę kochać trzeba i szanować, czcić Najświętszą Panienkę i pluć na lgbt. Kiedyś miałem ubaw, gdy męczyłem jednego patriotę pytaniem, czy można być patriotą i głosować na SLD. Bo ja, przykładowo, patriotycznie uważam, że należy ograniczyć wpływy Kościoła i odciąć go od finansowania przez państwo, uchwalić małżeństwa homo z prawem do adopcji oraz zliberalizować prawo aborcyjne. Jest jeszcze ważne pytanie, kiedy jest dobry moment na powstrzymanie nacjonalizmu? Ktoś słusznie może się domagać definicji, której nie chce mi się podawać (a nie mam na myśli radosnej afirmacji polskości w duchu międzynarodowej zgody), ale na przykładzie nazizmu można odgadnąć, o co chodzi. W Opolu stoi poniemiecka fontanna z figurą Ceres, bogini urodzaju (nb. postawiona w chrześcijańskim, było nie było, kraju), z początków XX wieku z niemiecką sentencją „Obywatelska wierność z pilnością w parze odmładzającym źródłem dobrej niemieckiej duszy“. Brzmi niewinnie, Adolf właśnie wkraczał w dorosłość, a dzisiaj ciarki przebiegają po plecach. (Argument ad Hitlerum zawsze przydatny, keine niespodzianka.) O książce powiem tyle, że jest świetna, bo opowieść sama w sobie jest wciągająca i pełna stylistycznych fajerwerków i nieśmiertelnego piękna, które zachwyt wzbudza. Cytatów z audiobooka nie chciało mi się spisywać, ale ten jeden z Rymkiewicza tu zachowam. „Słowacki uważał, że ludzkość - cała ludzkość - żeby się przeanielić, musi się wprzód spolszczyć. Polskość była dla niego przedostatnim stopniem drabiny wiodącej ku anielstwu. Przewidywał, więcej, był pewien, że cała Ziemia będzie kiedyś polska, będzie Polską. Nie wiem, czy tak się stanie, czy nam się to uda. Nie nam zresztą ma się to udać, lecz ludzkości, a ludzkość się opiera, wzbrania, chyba nie chce. Myślę jednak często o tej chwili, którą przepowiadał, którą umieszczał w niezbyt dalekiej przyszłości, kiedy Goethego będzie się tłumaczyć dla Niemców na polski, kiedy Byrona będzie się tłumaczyć dla Anglików na polski“. Juliuszu, po co im Goethe i Byron, jak Króla-Ducha będą mieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz