Gdybym tak jak wszyscy za te dwadzieścia parę lat więcej życia niż w realu spędzał w wirtualnym świecie Oasis, to za awatar przyjąłbym wiewiórkę Małgosię, a nie blond wymoczka, jak główny bohater Wade. Genialny Halliday, twórca Oasis, zostawił pośmiertną niespodziankę, czyli zakodowane trzy klucze, których zdobycie ma zapewnić znalazcy fortunę, a nawet przejęcie kontroli nad całym wirtualnym światem. Wskazówki pozwalające odnaleźć klucze zaszyfrowane są w biografii Hallidaya, a momentami nawiązują do popkultury, dlatego jeden z kluczy wymaga wejścia w świat ekranizacji Lśnienia w wykonaniu Kubricka. Musi być rzecz jasna antagonista, czyli szef firmy IOI, który pragnie sam pozyskać pakiet kontrolny nad Oasis. Zgodnie z oczekiwaniami gra bardzo nieczysto, bo wychodzi poza świat wirtualny i próbuje zlikwidować Wade'a w jego fizycznej postaci. Z kolei Wade zawiera nieoczekiwane sojusze z wirtualnymi rebeliantami, a w pewnym momencie wywołuje powstanie wirtualnego ludu przeciw IOI. Film zapewne spodobał się małolatom, bo zarobił sporo, ale my z Kwiatkiem jesteśmy już na takie bajki za starzy. Lub nie dość starzy. Mogę więc śmiało przyznać, że był to najlepszy film pełnometrażowy, jaki wczoraj obejrzałem. Również jedyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz