Z góry wiemy, że to film z wątkiem homo, więc nie trzeba być znaną z przenikliwości wiewiórką Małgosią, żeby odgadnąć, czym skończy się spotkanie skośnookiego, nowojorskiego geja Ryana z Ningiem, gwiazdą kina chińskiego, który próbuje wylansować się w Ameryce. Ale nawet Małgosia nie odgadłaby, jak do tego dojdzie - do tego, czyli zespolenia w drżącym dwukwiecie ciał, bo ta peryfraza Przybory brzmi dość adekwatnie, czyli chińsko. Z początku Ning zgrywa nawet homofoba i jest ogólnie chimeryczny i trudny we współpracy z Ryanem, który został jego stylistą. Dylematy bohaterów bardzo oryginalne nie są, Ning - mimo deklarowanego przywiązania do swojego kraju ojczystego - musi przełknąć gorzką pigułkę, bo nie może pogodzić kariery filmowej z otwartością seksualną. Przynajmniej nie w Chinach. Z kolei Ryan też musi zjeść żabę, aby pomóc Ningowi, kiedy musi złożyć pokłon hipokryzji (czyli nieco inaczej niż w znanym powiedzonku o cnocie i hipokryzji). Żeby móc spointować w duchu podziwu dla chińskiej kultury, poszperałem wśród chińskich przysłów. Bij swoje dziecko raz na dzień. Jeżeli ty nie wiesz za co, ono na pewno wie. Do filmu pasuje średnio, ale za to urocze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz