Wszyscy oczywiście pamiętamy z podstawówki ten metaforyczny koncept Becketta, wedle którego ludzkość była sportretowana jako dziewczynka prowadzona za rękę przez starca - figurę Boga, któremu ssała członka, ilekroć tego zapragnął. Organ o nazwie Trybunał Konstytucyjny jest całkiem jak ta dziewczynka, a w roli starca występuje Partia. Pomysł, żeby uznać za konstytucyjną prezydencką omnipotencję w kwestii prawa łaski, kojarzy mi się bardzo seksualnie. Prezydent robi łaskę (if u no what I mean). To nic, że łaska ma dotyczyć kary, a nie winy, teraz po prostu nie będzie możliwości prawomocnego stwierdzenia winy w przypadku właściwych ludzi i to właśnie jest owa „sprawiedliwość”, którą ma w swojej nazwie Partia. Ktoś tam w czaszce miał dmuchany balonik w roli mózgu, który teraz się uwolnił i szybuje radośnie, bo nawet już nie musi udawać tego, czym nigdy nie był. Z tego balonika wypłynął kiedyś tekst funkcjonariusza Partii, który tłumaczył, że ta nasza konstytucja jest tak słaba, że nawet nie potrafi się obronić przed jej łamaniem. U Becketta dziewczynka skończyła niewesoło, snuje się nieboga samotna po szarych pustkowiach. Organ o nazwie TK skończy podobnie, ale nim do tego dojdzie będzie miał się świetnie, bo uposażenia ma niezłe, a nie przewiduję dla niego wiele pracy, bo w przeciwieństwie do Boga - jego wyroki są z góry zbadane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz