Nie czytałem opowiadania Wilde'a, które zainspirowało ten i wiele innych filmów, ale z pobieżnego rozeznania widzę, że były w nim elementy komediowe. W niniejszej wersji dość mocno odeszli od oryginału, duchem teraz jest niejaka Aliénor, która straszy w zamku od ponad dwustu lat po tym, jak klątwę na nią rzucił odtrącony przez nią poeta. Aby zachować młodość, Aliénor musi codziennie o północy popełnić samobójstwo, w przeciwnym razie jej postać zacznie wyglądać na swoje lata. Do zamku wprowadzają się nowi właściciele, którzy z początku okazują strach, ale szybko wychodzi na jaw, że nie ma się czego bać, bo duchy żywią się strachem, a jak go nie ma, stają się bezsilne. To strasznie frustrujące dla Aliénor oraz dla córki nowych właścicieli, która miała nadzieję, że duch wymiecie jej rodzinę z bretońskiego zadupia z powrotem do Paryża. Zawiązuje się sojusz ludzko-duchowy. Akcja się plącze z powodu perypetii miłosnych, w ogóle gmatwa się wszystko dość poważnie jak na bzdurną komedyjkę. Ogólne wrażenie jest sympatyczne, efekty są niezłe, a komizm nienachalny (ale jest). I - jak miło - mamy też poprawność polityczną w postaci dwóch ciemnoskórych smarkaczy, potomstwa pary białych ludzi. Jak to możliwe? - pytają tylko zacofane buraki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz