wtorek, 29 marca 2016
I Want Your Love
Kałużyński uparcie twierdził, że nic erotycznie nie przebije Rity Hayworth zdejmującej rękawiczkę. Zapewne w czasach jego młodości ta scena była szczytem wyuzdania, a wiemy przecież nie tylko z amerykańskich filmów, że całe życie spędzamy rozpamiętując kolana cioci na które dzieckiem kładliśmy główkę. Oprócz wielu innych wspomnień z czasów młodości, których nie przyćmią - dajmy na to - dość dosłowne sceny seksu z filmów Pasoliniego, które dorosły Kałużyński jako znawca kina zobaczyć musiał. Seks w filmie I Want Your Love jest również dość dosłowny, a jednak nie zaliczyłbym go do pornografii. Raczej do kategorii kina mocno niszowego, bo seks jest w odmianie homo i to męskiej (nie ma miziających się niewiast, czyli homo szeroko akceptowanego). Dla porządku dodam, że są dwa filmy o tym tytule, pierwszy krótkometrażowy z 2010 roku, a drugi, dłuższy, z 2012 roku jest rodzajem sequela. Na moje oko ten wcześniejszy film odważniej pokazał zbliżenie, choć w drugim scen seksu siłą rzeczy jest więcej. Czy twórcy filmu chcieli w ten sposób przyciągnąć uwagę widzów, bo fabuła bez dodatkowej podniety się nie obroni? Faktycznie, akcja jest dość wątła, bo ukazuje Jessego, który musi wyjechać z San Francisco po życiowym fiasku artystycznych marzeń, a prostacko rzecz ujmując - z braku kasy. Przyjaciele urządzają pożegnalną imprezę, ale Jesse w melancholijnym nastroju utknął u sąsiada piętro niżej. Seks w filmie ukazany jest jako kontynuacja rozmowy za pomocą innych środków, co bynajmniej nie oznacza, że jest szybki i bezrefleksyjny. Jak można się przekonać, czasem warto poprzestać na rozmowie. A czasem nie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz