Totalna zabawa? Komedia, którą pokocha 38 milionów Polaków? Wodzę okiem mej duszy po sali kinowej i widzę pełny przekrój społeczny: podpity infułat w cywilu, yuppie w kwiecie wieku, kobieta zamężna ze ścierką i dziecko w kolebce. I wszyscy ryczą ze śmiechu, bo przecież za to kochamy komedie. Ryczą, bo ten dowcip polskiego dystrybutora jest tak żałośnie prymitywny, że boki zrywać, najlepiej tej kobyle, co ma mały bok. Bo Polacy i Polki to tępaki i tępaczki, którzy do kina pójdą tylko na romans lub komedię. Nie jest oczywiście tak, że nie ma elementów komediowych w tym filmie, ale w równym stopniu można powiedzieć, że ten film jest komedią, jak stwierdzić, że ostatni film z Bondem jest kursem ppoż., bo kiedy Bonda biegnącego korytarzem goni wściekły jęzor ognia, ten w ostatniej chwili wskakuje do bocznego korytarza, a tam jest już bezpiecznie. Ogień nigdy nie wchodzi do bocznego korytarza. Whisky dla aniołów jest, by tak rzec, wariacją na temat Nędzników. Biedny chłopiec Robbie, nie dość, że ze Szkocji, to ze społecznych dołów, otrzymuje szansę od losu, a najważniejsze, że ktoś mu zaufał, i w ten sposób dostał życiowego kopa w górę. Z premedytacją przemilczam wątek odpowiedzialnego rodzicielstwa, bo o tym już wypowiedział się poeta:
bycie odpowiedzialnym Rodzicem
to trwa całe życie
życie życie życie życie
życie życie życie
całe życie
pożycie nawet po życiu
A jednak miałem ubaw na tym filmie, bo angielszczyzna w wersji szkocko-lumpenproletariackiej cieszy ucho. Ale podejrzewam, że nie to miał na myśli dystrybutor.