sobota, 6 lutego 2021
Solaris w Teatrze Ludowym
Teatry zeszły do internetu, ideał sięgnął bruku, ale żeby się za bardzo nie upaprać, postanowili, że spektakle będą dostępne tylko przez bardzo ograniczony czas, dóbka i cześć. Dobrze, że obraz idzie z wielu kamer, mamy więc coś w stylu teatru telewizji. Możemy więc popatrzeć z bliska na aktorów, którzy przeżywają. A przeżywają bardzo, dużo bardziej, niżby to wynikało z książki Lema. Udał się pomysł na obsadę kobiecą, podobała mi się ta zadziorna Harey (zupełnie nie ta „melodramatyczna cipunia” z filmu Soderbergha), a i Snow jako kobieta wypada super, choć w pewnym momencie znużyła mnie jej trudna relacja z matką. Oglądając spektakl doświadczyłem swoistego, kulturalnego rozdwojenia. Z jednej strony niewątpliwie wziąłem udział w zjawisku kulturalnym, a drugiej - słuchałem dialogów nafaszerowanych „kurwami”. No to teraz, kurwa, pytam, czy się prawidłowo ukulturalniłem. Liczę na kulturalne odpowiedzi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz