Widziałem dwie onlajnowo. Dydona i Eneasz Purcella w ramach Opera Rara, śliczna ramotka z czasów, kiedy przedstawienia trwały mniej więcej godzinę, aby zanadto nie absorbować księcia pana. Oszczędność środków, stroje gimnastyczne jako kostiumy, a co więcej śpiewakom kazano odtwarzać układy taneczne przedszkolaków z zajęć rytmiki. Na domiar piękności ta fascynująca fabuła: Dydona i Eneasz kochają się, ale zły czarnoksiężnik namówił go, aby wyjechał odbudować Troję, więc bidulka oddaje ducha, bo tym się w operach kończy rozłąka z ukochanym.
Nabucco Verdiego z Opery Wrocławskiej też mocno współczesny. Ismael wjeżdża na scenę rowerem, a w akcie trzecim i czwartym schorowany Nabucco jeździ na wózku inwalidzkim i tupta ze stojakiem na kroplówkę. Po wkroczeniu Nabucca do Syjonu ludność protestuje trzymając transparenty „Nabucco precz!” i „Prasa kłamie”. Kiedy rządy przejmuje niegodziwa Abigaille, jej żołdacy machają kwiatami ogłaszając początek nowego życia w szczęściu i radości. Chciałoby się rzec, uczcie się dyktatorzy i tyrani, jak się robi propagandę, tyle że oni lekcje odrobili już dawniej, a Nabucco tylko o tym przypomina. Ten Babilon całkiem postępowy był jak na tamte czasy, skoro córka Nabucca mogła sprawować rządy w zasadzie wbrew woli ojca. Byłoby ciekawe poczytać podręczniki do historii napisane na podstawie oper, na przykład takiego Sigismondo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz