To, że lubię Szekspira, wynika po części stąd, że znam go z tłumaczeń. Pisał niedługo po naszym Kochanowskim, więc poświęćmy chwilę na refleksję, jak oglądałoby się nam Szekspira, gdyby pisał po polsku w tamtych czasach. Łatwo by nie było, bo nie znam wielu ludzi, którzy dobrowolnie i z pasją zaczytywaliby się w Kochanowskim. Owszem, znamy tych parę wierszy, to „daj, czegoć nie ubędzie”, ale dłuższa lektura jest dość nużąca i wymaga wielu przypisów i objaśnień już na poziomie samego słownictwa. Tymczasem Szekspir tłumaczony współcześnie na pewno jest lepiej przyswajalny. Wyraźmy więc podziw dla świata angielskojęzycznego, że niezrażony archaizmem języka wciąż jest wierny Szekspirowi i otacza go swoistym kultem, w ramach którego nawet wybudowano replikę teatru The Globe w Londynie - ale i w Gdańsku! Dlatego też powstają wciąż nowe filmy o Szekspirze, ale - niestety - rzadko są ciekawsze od jego sztuk, jak zdarzyło się w omawianym przypadku. Tytuł polski jest średnio trafiony, bo sugeruje nawiązanie do jednej z wielu teorii spiskowych na temat autorstwa sztuk Szekspira. Niczego takiego w filmie nie ma, za to jest Szekspir, który wrócił do rodzinnego Stratfordu po katastrofalnym pożarze teatru - również dla jego wielbicieli, bo nic już potem nie napisał. Lata całe żył w Londynie, a rodzinę odwiedzał tylko okazjonalnie, za to oczywiście łożył na jej utrzymanie. Cóż, widzimy Szekspira emeryta, a poza dziadkiem Tapatikiem nie znam wielu interesujących postaci z tej kategorii. Uprawa ogrodu, rozpamiętywanie zmarłego przed parunastu laty syna i doraźne troski związane z córkami - jedna to stara panna, a druga to żona protestanckiego dewota - czyli emocje w rodzaju drożejącej pietruszki. Szekspira odwiedza hrabia Wriothesley grany przez McKellena, domniemany adresat jego nieheteroseksualnych sonetów. Uczucie było prawdziwe, lecz nieodwzajemnione, a pikanterii dodaje fakt, że sonety nigdy nie miały być ogłoszone. Dramat Judith, córki Szekspira, sprowadza się w istocie do tego, czego doświadczają masowo straumatyzowane amerykańskie nastolatki: tatuś nie poszedł na mecz baseballa, w którym grało dziecko. Psychoanalizy wtedy jeszcze nie było, ale i jest jednak szansa, że dziewczyna da sobie radę w życiu. Czego sobie i wszystkim życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz