Przez „wymięk” rozumiem angielskie meltdown, czyli sytuację, kiedy komuś publicznie puszczają nerwy, czego najczęściej wymiękczony potem żałuje. Ben Shapiro, cudowne dziecko amerykańskiej prawicy, przeprosił później za swoje zachowanie w czasie wywiadu z dziennikarzem BBC, Andrew Neilem. Pytania zadawane przez Neila były w uszach Shapiro tendencyjne i „lewicowe”, więc Ben zakończył wywiad przed czasem. „Gdyby pan zdawał sobie sprawę z tego, jakie to absurdalne, nie mówiłby pan czegoś takiego”, rzekł Neil oskarżony przez Shapiro o lewicowość, co w rosnącej skali błędnych hipotez odpowiada pomyleniu gówna z cukierkiem. To dobre podsumowanie większości stwierdzeń Shapiro, któremu podoba się drakońskie prawo pichcone w stanie Georgia, nakładające na kobiety kary do trzydziestu lat więzienia za aborcję po szóstym tygodniu życia. W odpowiedzi Ben atakuje chochoła, mówiąc o późnych aborcjach, ale jeśli w jego pojęciu późna aborcja zaczyna się po sześciu tygodniach, to równie dobrze można by przyjąć sześć dni, bo tyle Bozi zajęło dzieło stworzenia (mamy przy okazji odwołanie do świętych tekstów z popularnej mitologii, czyli majstersztyk w oczach prawiczków, bo to zawsze jest dobry pomysł, nawet jeśli jest idiotyczny). „Nauka uznaje, że życie zaczyna się od zapłodnienia”, twierdzi Ben, a ja przypomnę, że nauka uznaje, że dopiero po około dwudziestu tygodniach w zarodku wykształca się układ nerwowy, który może wytwarzać bodźce określane jako ból. Później Neil grilluje Shapiro pytaniami o faszyzm Obamy, o Palestyńczyków, którzy upodobali sobie życie w ścieku, i w końcu o konkretne wartości judeochrześcijańskie, od których odwrócił się Zachód - wszystko w związku z wcześniejszymi wypowiedziami Bena, który mówi tak szybko, że nic dziwnego, że rozum pozostaje w tyle za ustami, bo z możliwych strategii wybrnięcia z sytuacji Ben wybrał chyba opcję najgorszą, czyli zarzucanie Neilowi lewicowego przechyłu i tendencyjności (pomijając zagranie w stylu Millera: „jest pan zerem”), a jak sam Ben twierdzi, nie chodzi mu o nic innego niż o rywalizację na rynku idei. Na razie dobre idee Bena przegrały, bo nawet nie próbował uzasadnić, na czym polegały manipulacje Neila. Stwierdził po prostu fakt, bo tak się robi w kółkach wzajemnej masturbacji (angielskie circle jerk), w rodzaju wywiadów z Rubinem, który zasługuje tutaj na malutki przypis, skoro lansuje tezę o ideowej swobodzie myślowej w kręgach prawicowych. Wszystko mu gra, bo jako punkt odniesienia bierze kretyńskie wygłupy młodzieży z amerykańskich uniwersytetów, ale wchodzenie do łóżka z Shapiro, religijnie motywowanym homofobem, to już przesada w przypadku geja Rubina. Swoboda Rubina jest ograniczana taktem, bo niegdyś gościł hardkorowego homofoba i przez ponad godzinną rozmowę nie zapytał go o stosunek do gejów. Ów facet dopiero jakiś czas później usłyszał, że Rubin jest gejem, i wykonał gest w rodzaju obmywania ręki, którą podał Rubinowi, jakby tym samym włożył ją do szamba (źródło). Z trzech analiz wymięku Bena – Seder, Kulinski, Pakman – polecam ostatnią. „Dziękuję panu, panie Shapiro, za pokazanie nam, jak wściekłość nie powinna wpływać na publiczne dyskusje” - taką perełką ironii zakończył wywiad Neil, znowu nawiązując do tez Bena o agresji zatruwającej debatę w Ameryce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz