Czyżby to była prawidłowość, że Eurowizje w latach nieparzystych są lepsze? A nie, raczej taka, że co druga oglądana przeze mnie Eurowizja jest lepsza. W każdym razie wczorajsza była udana, bo udało się przełamać sztampę dominującego euro-popu. Dało się zauważyć nieobecność Rosji, która nie wzięła udziału z powodu zakazu wjazdu na Ukrainę dla rosyjskiej wokalistki za jej występy na Krymie. Z jednej strony twarde prawo, ale prawo, niby mogliby Ukraińcy trochę wyluzować, ale niewykluczone, że taki wybór rosyjskiej artystki mógł być zamierzoną prowokacją. Celebrowanie różnorodności, główne hasło tej Eurowizji, ma swoje ograniczenia. Wygrał Portugalczyk Sobral, któremu przyznałem, jeszcze przed ogłoszeniem wyników, nagrodę imienia Miecia Szcześniaka za występ charakteryzujący się brakiem efektów i bólem istnienia. U Sobrala tego bólu wiele nie było, ale nie fikał na scenie, ani nie był euro-happy, jak niemal wszyscy pozostali. W czasie ogłaszania wyników, po kolejnej dwunastce od jednego z jury nawet już mu się nie chciało podskakiwać z radości, albo chociaż robić wesołej buzi. Po wygranej się wypowiedział: „żyjemy w świecie śmieciowej muzyki, a muzyka powinna coś wyrażać i nie sprowadzać się do fajerwerków”. Uuu, to pojechał, a raczej przejechał się po wszystkich innych wykonawcach. Tę myśl można by rozwałkować na długie akapity, ale tylko wyrażę nadzieję, że nigdy jakiś dyktator nie zrealizuje tego hasła w życiu. Nie kibicowałem Sobralowi, bo moją faworytką była Belgijka Blanche z piosenką zwyczajnie świetną. W konkursie jury radziła sobie średnio, ale w głosowaniu europubliki zajęła czwarte miejsce. A teraz parę słów o innych. Polka Moś wypadła marnie ze swoją podróbką piosenki Bonda, która miała tę wadę, że żadnych trzech nut nie dało się z niej zapamiętać. Całkowicie zaskoczyła mnie Australijka, która po wyjściu na scenę okazała się facetem. Ukraińcy zapewne nie chcieli w tym roku ryzykować wygranej, więc wystawili hard rock, niezły zresztą. Najprzystojniejsi byli Izraelczyk i Szwedzi, którzy akurat wykonali esencjonalny euro-pop, za to ci drudzy na bieżniach. Nieco dziwny był Węgier, ale pobił go baryłkowaty Chorwat z kompozycją żywcem wyjętą z Andrew Lloyda Webbera. Tyle o konkursie, a teraz o artystach spoza. Wystąpiła Jamala, zwyciężczyni sprzed roku, i - jak widzimy - poweselała przez ten rok, co było widać po soul popie w jej wykonaniu. Fetowana była Wierka Sierduczka, hermafrodytyczne dziwadło w stylu wiejskim, czyli drag queen, i eto była największa dziwność tej Eurowizji. Za to prawdziwie zatkało mnie w czasie występu Onuki w stylu folkowego elektro-popu. Twórcze rozwinięci Bregovicia, powiedziałbym. No i jak zwykle, koledzy głosują na kolegów, więc Grecja dostała dwunastkę od Cypru, Bułgaria od Macedonii, a UK od Australii. I tak dalej. Maniacy mogą sprawdzić tutaj wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz