niedziela, 20 listopada 2016
Eric Anderson, były mormon, mówi
Dekonwersja, czyli odejście od wiary, w zasadzie przebiega sztampowo, bo zaczyna się od wątpliwości, które się nasilają, potem są jakieś nawroty i odwroty, faza deizmu, spirytualizmu, agnostycyzmu i w końcu ateizmu (który też może być fazą). Po Julii Sweeney trudno być oryginalnym mówiąc na ten temat. Co ciekawe, chyba łatwiej jest porzucić religię fundamentalistyczną niż jakąś jej rozwodnioną wersję, której wyznawcy przyznają wprost, że nie wszystko w świętych tekstach ma sens, jest zgodne ze współczesnym stanem wiedzy lub choćby ze współczesnym pojmowaniem moralności. Fundamentaliści twierdzą, że świat liczy około sześciu tysięcy lat, dociekliwy młody człowiek dowie się, że są na Ziemi drzewa starsze od niej samej i coś przestanie mu się zgadzać. Odejście od katolicyzmu jest trudniejsze, bo całe zakony mędrców pracują nad pogodzeniem religii z nauką. Katoliczka Julia po rozmowie z mormońskimi misjonarzami postanowiła utwierdzić się w wierze i zapisała się na kółko biblijne. To zdecydowanie lepsza metoda niż szukanie sprzeczności z nauką, polecałbym ją wszystkim wierzącym. Opowieść Erica nie zaskakuje, ale jest okazją do usłyszenia czegoś o mormonach. O początkach mormonów wiemy dużo więcej niż o początkach innych, starszych religii. Wydawałoby się, że objawienie Josepha Smitha zalatuje oszustwem na kilometr, ale to nie działa tak prosto. W swoich świętych księgach mormoni drukują egipskie hieroglify (motyw bardzo popularny w czasach Smitha) obok angielskiego przekładu Smitha. Dopiero później prawdziwi uczeni odszyfrowali pismo egipskie, więc teraz można by łatwo i szybko sprawdzić, czy tłumaczenie Smitha ma sens. Ale co z tego?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz