- Cokolwiek zaczęło istnieć, ma swoją przyczynę.
- Wszechświat zaczął istnieć.
- Zatem wszechświat ma przyczynę.
- Przyczyną istnienia wszechświata jest Bóg.
Obejrzałem parę filmów na jutubie, w których się ten argument niszczy. Najłatwiej zacząć od punktu czwartego, bo naprawdę nie wiadomo, dlaczego ma to być Bóg, a konkretnie tatuś Jezusa. Dlaczego nie Kriszna, Latający Potwór Spaghetti, Egungun-oya bądź jakikolwiek inny bóg z tej zabawnej stronki? Poza tym, dlaczego miałby to być jakikolwiek podmiot obdarzony świadomością? Przyczyna może przecież mieć naturę zjawiska lub procesu fizycznego. Punkt pierwszy jest do przyjęcia z zastrzeżeniem, że zasada dotyczy obiektów makroskopowych w naszym wszechświecie, a powołanie do istnienia wymaga nie tylko siły sprawczej, ale i budulca (stolarz tworzy krzesło z desek, nie ma stolarza - nie ma krzesła, nie ma desek - nie ma krzesła). Punkt drugi jest nieco problematyczny, bo owszem, astrofizycy ustalili wiek wszechświata, ale twierdzą, że czas powstał razem ze wszechświatem. Cóż więc znaczy stwierdzenie, że wszechświat zaczął istnieć? Nie było przecież momentu w czasie, kiedy wszechświat nie istniał, skoro czas zaczął płynąć od „wielkiego wybuchu” (szalenie nietrafne określenie). To mocno podważa wniosek trzeci, ale jest jeszcze inny kłopot. Trudno twierdzić, że wszechświat jest „obiektem makroskopowym we wszechświecie”. Dlaczego mamy zatem prawo wnioskować, że podlega on przesłance pierwszej, nie narażając się na błąd złożenia? Tośmy się ubawili, bo - jak zwykle w przypadku dowodów istnienia Boga - mamy do czynienia z czystą rozrywką umysłową. Sam Craig przyznaje ostatecznie, że każdy może odnaleźć Boga w swoim sercu. Miłosierny Bóg nie wszystkich obdarza łaską wiary, skazując ich na wieczne męki po śmierci. Miłosierdzie jego tajemnicze jest, bo niezbadane są jego wyroki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz