sobota, 21 listopada 2015
Mój brat jest jedynakiem czyli Mio fratello è figlio unico
Nie jestem znawcą Włoch, ale podejrzewam, że w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia rządziła tam chadecja na przemian z jakąś łagodną lewicą. Tymczasem pod tą oficjalną kołderką nieźle się kłębiło, bo prawdziwe emocje wywoływały inne poglądy. Przyglądamy się życiu dwóch braci, którzy ideowo stoją po dwóch stronach barykady - przynajmniej początkowo. Młodszy z nich, Accio, uległ wpływowi faszystów, podczas gdy starszy, Manrico, walczy pod czerwonym sztandarem. Powinni się nienawidzić, ale nie, jakoś się dogadują, choć momentami bywa ciężko. Zadziorny Accio domaga się wszem i wobec szacunku dla swoich poglądów powołując się na demokrację, ale niedługo potem na własnej skórze przekonuje się, jak ideę wolności słowa rozumieją jego koledzy partyjni, kiedy obcesowo potraktował partyjnego bossa. Inne metody faszystów też nas nie zaskakują, a przecież włoscy komuniści też mieli nieco na sumieniu. Czerwone Brygady nie wzięły się znikąd. Tego w filmie już nie zobaczymy, a jeśli już - to w postaci delikatnych aluzji. Generalnie jest to opowieść o dorastaniu z typowymi sytuacjami, które znamy na przykład z Przedwiośnia (na starej piczy... :-). Oczywiste jest skojarzenie z Wiekiem XX, choć tragiczny finał przerywa zmagania bohaterów, inaczej niż u Bertolucciego. Jeśli ktoś jest ciekaw, polecam fragment uwspółcześnionej Ody do radości, która płynnie przechodzi w pieśń komunistów Bandiera Rossa [ten link ma prowadzić do pięćdziesiątej szóstej minuty filmu].
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz