niedziela, 8 listopada 2015
Klucz do wieczności czyli Self/less
Trzeba przyznać, że tytuł angielski to zagwozdka dla tłumaczy, więc nie dziwię się średnio udanemu tytułowi polskiemu. Ta wieczność niby dlatego, że można, proszę pani, zawartość jednego mózgu przelać w drugi, o ile się takowym dysponuje. Wieczność kiepska, skoro mamy wiele prostych sposobów na zniszczenie mózgu (lub bardziej wyrafinowanych w stylu Lectera), a z martwego mózgu już nic wydobyć się nie da. Tak, ale skąd brać te mózgi w nowych ciałach? Umierający na raka geniusz Damian ma odpowiednią sumę, którą może przeznaczyć na tę procedurę, i nie ma wielkich skrupułów, bo jak mu rzekli, ciało jest wyprodukowane przez fachowców. Już z trailera wiemy, że nie, jest to ciało nadobnego Reynoldsa, które miało swoje życie i swoje wspomnienia, a jak się okazuje - z przeszczepem jaźni jest jak ze zwykłymi przeszczepami - może być odrzucony. Główna oś akcji to ciąg zdarzeń prowadzący Damiana do ustalenia, kim był poprzedni użytkownik ciała, a komplikacje polegają na tym, że firma dokonująca takich nielegalnych, ale dobrze płatnych przeszczepów nie życzy sobie, aby wieści o jej działaniach zataczały szersze kręgi. Nic dziwnego, że trup się zaścieli. A biorąc pod uwagę inne wątki w efekcie dostaliśmy klasyczny melodramat sensacyjny. Jeśli nikt do tej pory nie ukuł takiego terminu, to jestem pierwszy i klękajcie narody.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz