Hobbit: Bitwa Pięciu Armii czyli The Hobbit: The Battle of the Five Armies
Druga najpiękniejsza istota Śródziemia
Więcej potworów, więcej Balrogów, więcej Azogów, za to fabuły trochę mniej, bo jak już pisałem, materiału powieściowego na trzecią część Hobbita zostało raczej niewiele. Po prawdzie Balrogów nie ma wcale, a i smoka Smauga jest dużo mniej niż poprzednio, ale ile pojedynków! Ile scen bitewnych! Krasnoludy zajęły królestwo Ereboru wydrążone w Samotnej Górze, ale jest ich garstka, a chętnych do położenia łapy na bajecznych skarbach - cała armia, i to niejedna. Pierwsi przybywają elfowie, potem krasnoludy, ale nim rozpoczęły bitwę przeciwko sobie, pojawia się kolejna armia, przeciwko której stają ramię w ramię. W książce jest to armia goblinów, w filmie - nie zdradzam zbyt wiele - orków. To oczywiście straszny gwałt na świętym słowie Tolkiena, ale ja przyjmuję to ze spokojem. Jak również to, że na Kruczym Wzgórzu nie orkowie, lecz elfowie mieli siedzibę dowództwa. Podobnych odstępstw można by się dopatrzeć wiele więcej, co zapewne kompetentnie by nam wyłuszczyła redaktor Janicka, gdybym podejrzewał ją o fascynację Tolkienem. Kiedy przeczytałem zekranizowane fragmenty powieści, nawet się zdziwiłem, że zaszła taka zgodność. Ci, którzy giną w powieści, w filmie też oddają ostatnie tchnienie, choć niekoniecznie w takich samych okolicznościach. Pożegnaliśmy między innymi najpiękniejsza istotę Śródziemia. Scena z twierdzy Dol Guldur, w książce wspomniana zdawkowo, gdzie Galadriela odsłoniła swoje mroczne oblicze, aby stawić czoła Sauronowi, nie pokrzepi nas do końca po tej stracie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz