wtorek, 11 marca 2014
Mary Poppins
W epoce wiktoriańskiej naiwnie uważano, że dziecko karmione opowiastkami moralizatorskimi i dydaktycznymi wyrośnie na porządnego obywatela. W odruchu buntu powstała znakomita literatura, której przesłanie o cudownym świecie dziecięcych fantazji miało chronić maleństwa przed takim podejściem. Mogły sobie odetchnąć przy Kubusiu Puchatku, Alicji lub Piotrusiu Panie, ale i tak wyrastały na urzędników bankowych, inwestorów giełdowych i komorników, choć niektóre z nich też na poetów. Osobiście w tę wspaniałą dziecięcą fantazję nie wierzę, co wynika z opowieści o zajęciach w świetlicy szkolnej, w której dzieci czasem rysowały, a jeśli już rysowały, to obowiązkowy domek z dymkiem z komina i uśmiechnięte słoneczko. Autorami tych cudownych książek dla dzieci byli przecież dorośli z całkiem już dorosłą fantazją, którzy umieli odgadnąć, co spodoba się dzieciom. Autorka książek o Mary Poppins się do nich zalicza. Film Disneya z 1964 roku obejrzałem wyłącznie z powodu wcześniej obejrzanego Ratując pana Banksa. Materiał do sfilmowania jest wymagający, bo w świecie Mary Poppins nic nie dzieje się zwyczajnie. Pokój dzieci można sprzątać pstrykając palcami, herbatkę wypić przy stoliku unoszącym się pod sufitem, wejść schodami z dymu z komina na dach sąsiedniego budynku i tam oglądać pląsy kominiarzy, a poza tym spędzić miło czas w obrazku namalowanym na chodniku. Całkiem dowcipny jest motyw wizyty dzieci w banku, która zakończyła się nieomal jego bankructwem. To, że zmarł właściciel banku, nie zasmuci dziecięcych główek, bo skonał ze śmiechu. Sama Mary Poppins jest postacią dość nieodgadnioną, niczym Anna Szałapak, o której powiedziano, że nie jest ani kobietą, ani mężczyzną, lecz aniołem. Albo Majarem. Chociaż zdania mogą być podzielone. Tuż przed przybyciem, dokładniej mówiąc - przylotem Mary Poppins do domu Banksów wiatr rozwiewa stado niewłaściwych niań, które chwilę później oczyma mojej duszy - bo w filmie tego nie ma - roztrzaskują się na mokrą papkę upadając z wysokości, nadziewają się na sztachety lub toną w stawie. Ale w słusznej sprawie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz