poniedziałek, 26 listopada 2012
Looper - Pętla czasu czyli Looper
Bajka o tym, jak mucha wyzionęła ducha wedle procedury zza siódmej rzeki i siódmej góry. A teraz opiszę niezbyt ciekawe założenia fabularne, niewiele o samej akcji mówiąc. Wyobraźmy sobie, że za iks lat będą możliwe podróże w czasie, ale nie będą prawnie dozwolone. Korzystać z nich będzie mafia, ale tylko w tym celu, aby pozbywać się corporis delicti, co jest potwornym problemem w świecie przyszłości. Mafia wysyła ofiary do likwidacji fizycznej trzydzieści lat wstecz, gdzie są natychmiast rozstrzeliwane przez płatnych zabójców. Akcja toczy się w świecie tych zabójców właśnie, a o przyszłości wiadomo tylko z pewnych przecieków. Każdy z nich po stosownej wysłudze lat otrzymuje zadanie specjalne: zabicie samych siebie trzydzieści lat starszych. To jest ich ostatnie zlecenie, potem żyją sobie słodko z odłożonego kapitału, ale nie dłużej niż trzydzieści lat. Są oprócz tego mutanci parapsychiczni, ale to jeszcze można znieść. Ciężko natomiast wytrzymać, że jeden facet strasznie kocha swoją kobietę, jedna matka strasznie kocha swoje dziecko, a nie całkiem inny facet poświęca się dla dobra ludzkości. W imieniu ludzkości proszę więcej nam tego nie robić.
sobota, 24 listopada 2012
BearCity
Ekranizacja znanej piosenki Misiowie puszyści o chłopcu Tylerze, który odczuwa pociąg do starszych i włochatych panów z brzuszkiem. Jest ujawnionym gejem, ale ukrywa się ze swoimi skłonnościami do misiów. Akurat miś Roger, którego sobie upatrzył, jest przystojny również według standardowych kryteriów. A spotkał go, bo zbierając się na odwagę dał sobie szansę i wszedł w to misiowe towarzystwo, czyli po prostu udał się do odpowiedniego klubu w Nowym Jorku. Roger jak panna z pensji przeżywa rozterki na tle miłosnym, ale to zrozumiałe, bo musiałby, biedak, porzucić poróbstwo, któremu oddaje się namiętnie i półpublicznie. Oprócz tego, oglądamy dramat dwóch misiowych par. W jednej facet chce się odchudzić, bo nie może znaleźć pracy, a jego partner ma z tym problem, bo chudy miś to śmieszny miś i czy w ogóle miś? Jaki problem ma druga para, o tym nam opowie redaktor Janicka. Z braku zaufania do własnej pamięci zapisuję tutaj dialog, jaki miał miejsce przy pierwszym spotkaniu.
- Jestem nowy - powiedział Tyler, bo to był jego pierwszy dzień pracy w misiowej kawiarni.
- A ja używany - odpowiedział na to Roger.
- Jestem nowy - powiedział Tyler, bo to był jego pierwszy dzień pracy w misiowej kawiarni.
- A ja używany - odpowiedział na to Roger.
piątek, 23 listopada 2012
Hold Your Peace
Tytuł jest częścią zwyczajowej odezwy w trakcie ślubu w Ameryce, kiedy to udzielający ślubu pyta zgromadzonych, czy znają powód, aby tych dwoje nie mogło się pobrać. Tutaj mamy niuans, bo chodzi o dwóch, nie dwoje, a ceremonia jest siłą rzeczy nieformalna, ale przygotowana tak, jakby to był zwyczajny ślub. Wobec tego muszą być drużbowie, bo spętani seksistowskim stereotypem geje nie mogą mieć druhen. Forrest nie ma z tym problemu, ale Max - owszem, i to do tego stopnia, że z rozpaczy zwraca się do swojego byłego faceta Aidena, z którym przeżył parę lat. Aiden z początku oczywiście nie chce, ale daje się przekonać, a nie chcąc wyjść na frajera, który nie potrafi sobie znaleźć faceta, zabiera ze sobą Lance'a, kolegę przyjaciółki, aby udawał jego chłopaka. Nie jest to para dobrana, przynajmniej na początku, ale obrót wypadków sprawi oczywiście, że będą dwa śluby, nie jeden, w zgodzie ze schematem komedii romantycznej, bo do tego gatunku zalicza się ten film. Zapewniam, że nie zdradziłem zbyt wiele, bo jest jeszcze parę niespodzianek. Nie zgodzę się ze słabymi ocenami tego filmu, bo mnie autentycznie rozbawił, a ciętość dialogów miejscami ociera się o profesjonalizm. W drugiej części robi się ckliwie, ale to już jest urok komedii romantycznych. W dawnych komediach romantycznych, dla przykładu w Fantazym, było z tym lepiej. Kolejny przykład, że gorsze wypiera lepsze.
środa, 21 listopada 2012
Cytat wart ocalenia
I don't deserve this award, but I have arthritis and I don't deserve that either. (Jack Benny)
wtorek, 20 listopada 2012
Beatific Vision
Przykładając do tego filmu nasze wyrafinowane narzędzia kontroli jakości musielibyśmy się zgodzić z opinią, że jest słaby (oddano jeden głos) nie tylko na poziomie realizacji, ale i fabuły. Bo to jest historyjka o Michaelu, którego partner Chad zmarł po czternastu latach szczęśliwego pożycia. Michael doszedł już do siebie na tyle, że podejmuje próby kontaktów seksualnych niweczone przez wtrącającego się z offu Chada, który wrócił na ziemię jako aniołek, ale tylko w wersji audio. Chad ma jasny plan - ułożyć na nowo życie Michaelowi, a jak się okazuje w trakcie realizacji, plan ulegnie pewnej korekcie, ale i tak na koniec są geje, którym się buzia śmieje. Największy zarzut można mieć właśnie do tych roześmianych buź, bo niejako cała akcja sprowadza się do poszerzania uśmiechu, praktycznie bez żadnych komplikacji. Ale ja to wybaczam temu filmowi, bo potraktowałem go jak pogodną bajkę. To nic, że na bajkowe standardy za dużo w nim seksu w wersji sm, a i zakończenie nieoczekiwane, co - zauważmy - nie jest dla bajek typowe. Inna nauka z tego filmu: pilnujcie dobrze swojego "bag of tricks", czyli pakietu zabawek erotycznych, który zaginął głównemu bohaterowi, a bez niego w seksie jak bez kulasa (czy jakoś tak).
Keillers park
Peter jest członkiem tradycyjnej rodziny, z ojcem-patriarchą na czele. Przy rodzinnym stole w święta zasiada więc dziadek-wdowiec Juris, jego dzieci oraz wnuki, potomstwo siostry Petera. Ale to nie jest linia męska, więc słusznie Juris się dopytuje syna o potomka. A Peter jest zmęczony i w ogóle go głowa boli, więc seksu nie będzie, choć żona tak ładnie prosi. Myślami Peter jest gdzie indziej, u boku Nassima z roześmianą buzią, na razie tylko w marzeniach, ale już niedługo będzie naprawdę u boku, na i w. Wszystko wychodzi na jaw i w życiu Petera zaczyna się nowy etap, szczęśliwe pożycie z Nassimem, które kończy się morderstwem. Więc żyli długo i szczęśliwie, a potem się zamordowali? Niby dużo opowiedziałem, ale to wszystko wiemy już po kwadransie, a pominąłem najciekawsze momenty. Zabawne w tym filmie jest to, że akcja osadzona jest w dużym szwedzkim mieście, Göteborgu chyba, a co chwilę dochodzi do niezręcznych przypadkowych spotkań, jakby to była wioska ze stu domami. Niewinny pocałunek w kinie - i już się zaokrąglają niepowołane oczy. Wybaczam temu filmowi brak oryginalności, bo Nassim bywa zabawny, kiedy jest figlarny. Dużą niespodzianką jest to, że postać tę zagrał Piotr Giro rodem z Wałbrzycha, który wyjechał do Szwecji mając lat siedem. A wcielił się w imigranta z Algierii, zdolna bestia.
niedziela, 18 listopada 2012
Shem
Miałem obejrzeć gtm, a wyszło na to, że obejrzałem jtm, czyli "jewish themed movie". Opisy w sieci sugerują, że film jest "gay themed", bo główny bohater jest biseksualny, choć z przechyłem w stronę hetero. Na tej zasadzie do nurtu gtm można śmiało zaliczyć Ulicę Sezamkową, bo Ernie i Bert śpią w jednym łóżeczku. Zacznę od pochwał, co pójdzie szybko. Bohater filmu, dwudziestoparoletni nonkonformista Daniel, który właśnie rzucił dobrą pracę w reklamie, podróżuje po Europie, więc możemy sobie zobaczyć kolejno Paryż, Berlin, Pragę, Budapeszt, Belgrad, Sofię i Rzym. Jak Praga - to most Karola, jak Belgrad - to filmowy cytat z Kusturicy, czyli nieco stereotypowo, ale również nieco w duchu podróżnika Stasiuka sprzedającego nam swoją fascynację Europą środkowo-wschodnią. Reszta w tym filmie jest nieudana i naciągana. Daniel poznaje wielu ludzi, ale nic z tego nie wynika, a w podróż wyruszył na prośbę swej babki, aby odnaleźć grób jej ojca, słynnego przedwojennego cadyka. Zupełnie od czapy jest wątek sensacyjny, bo ów cadyk ukrył niby pewne precjoza, więc tajemnicza grupa ludzi obserwuje bacznie Daniela, ale ostatecznie ten motyw się nie domyka. Można by twierdzić, że film nawiązuje do tragedii europejskich Żydów i w tym upatrywać jego wartość. Można, ale nie trzeba.
sobota, 17 listopada 2012
Odpowiedziałem
Odpowiedziałem pomimo tego, że komentarz do wpisu był interpunkcyjnym koszmarem polonisty. Komentarz zaczyna się od słów "natura jest idealna", co zamyka buzię bojownikom o prawa gejów. Pojęcie "natura" użyte zostało w jedynym sensownym znaczeniu, czyli "to, co nam się podoba". Sensownym w ustach większości polityków prawicy i katolików, którzy połknąwszy w dzieciństwie stosowną liczbę katolickich pigułek Murti-Binga wprowadzili swoje umysły w stan osobliwego ketmanu, w ramach którego za piewcę wartości rodzinnych uznaje się instytucję propagującą celibat. A co jest "naturalne" dla mnie? Chwilowo ten wiersz Tuwima, który bywa śpiewany współcześnie, owszem, z tym zastrzeżeniem, że delikatność uczuć nie pozwala śpiewać o księżuniu z kutasem zawiązanym na supeł.
Wiersz, w którym autor grzecznie, ale stanowczo
uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali
Absztyfikanci Grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty,
I lodzermensche, bycze chłopy.
Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajką wytwornych pind na kupę,
Rębajły, franty, zabijaki,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Izraelitcy doktorkowie,
Widnia, żydowskiej Mekki, flance,
Co w Bochni, Stryju i Krakowie
Szerzycie kulturalną francę !
Którzy chlipiecie z “Naje Fraje”
Swą intelektualną zupę,
Mądrale, oczytane faje,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item aryjskie rzeczoznawce,
Wypierdy germańskiego ducha
(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,
Werzcie mi, jedna będzie jucha),
Karne pętaki i szturmowcy,
Zuchy z Makabi czy z Owupe,
I rekordziści, i sportowcy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Socjały nudne i ponure,
Pedeki, neokatoliki,
Podskakiwacze pod kulturę,
Czciciele radia i fizyki,
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item ów belfer szkoły żeńskiej,
Co dużo chciałby, a nie może,
Item profesor Cy… wileński
(Pan wie już za co, profesorze !)
I ty za młodu nie dorżnięta
Megiero, co masz taki tupet,
Że szczujesz na mnie swe szczenięta;
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item Syjontki palestyńskie,
Haluce, co lejecie tkliwie
Starozakonne łzy kretyńskie,
Że “szumią jodły w Tel-Avivie”,
I wszechsłowiańscy marzyciele,
Zebrani w malowniczą trupę
Z byle mistycznym kpem na czele,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I ty fortuny skurwysynu,
Gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rentę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
Iżem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę !
Jacek Żebryk broni honoru polskich żołnierzy
Już poeta Świetlicki przestrzegał nas przed sierżantami (no dobra, wiem, że kapralami, ale ja tu stosuję twórczą interpretację rozszerzającą). Nie bronię sierżantowi Żebrykowi wyszukiwać w sieci wypowiedzi obrażające w jego mniemaniu polskich żołnierzy, którzy giną na misjach wojskowych w Afganistanie lub Iraku. Zgadzam się również z tym, że anonimowe wypowiedzi w sieci, które łamią prawo, mogą być ścigane. Ale czy łamią? Sąd orzekł, że tak, więc minister Siemoniak cieszy się i gratuluje Żebrykowi. Przeczytałem o tym tutaj i tutaj. Wiem, że nie należy mediom ufać zbytnio, ale te relacje są niepokojące. Bo zaczynam myśleć, że nie wolno wyrażać pewnych poglądów i stosuje się prawo jak pałkę gumową, którą się nagina wedle potrzeb. Nie można myśleć o Afganistanie jako kraju okupowanym? Należy traktować prymitywne wypowiedzi typu "niech giną [żołnierze na misji]" jako nawoływanie do przestępstwa lub jego pochwalanie? Że niby jakiś talib to przeczyta i bombę podłoży? Nie można mówić, że "sami chcieli", bo wyjechali na rozkaz? I nie mogli w żadnym momencie powiedzieć: "nie, tego rozkazu..."? Na dobrą sprawę Polacy w wieku XIX byli właśnie takimi talibami Europy. Ale zabijali w dobrej sprawie. Coraz głupszym matołkiem się czuję.
Ted czyli Ted
Chodzi o anal? - dopytuje się pluszowy miś słuchając przyjaciela, który właśnie zwierzył mu się, że jego dziewczyna może spodziewać się czegoś wyjątkowego na czwartą rocznicę. Nie, nie chodziło o anal. Przed obejrzeniem filmu miałem lekkie obawy, ale nie dlatego, że kretyńskie jest założenie wstępne. Takie rzeczy trzeba komediom wybaczać, w przeciwnym razie upodabniamy się do tego starszego pana, który oglądając dowolną komedię mówi, że to przecież strasznie głupie. (Wszyscy znają tego pana - to ten, który śmieje się wyłącznie ze swoich dowcipów - i tylko on.) W tym wypadku obawa była taka, że cały humor będzie polegał na tym, że pluszowy miś jest wulgarny i robi obsceniczne gesty. Na szczęście jest dużo więcej, bo miś ożywiony bożonarodzeniowym życzeniem samotnego chłopca mógłby być zwykłym facetem, a jego postać nadal byłaby zabawna. Doceniam też świetne pomysły fabularne, w tym parodię walki à la Tarantino i scenę pościgu żywcem z filmu sensacyjnego. A najbardziej doceniam napisy do tego filmu, które popełnił d3s0l4ti0n i skorekcił dankann. Poza paroma świetnymi momentami u Gałązki-Salamon zwykle napisy nie wzbudzają u mnie żadnych uczuć, a jeśli już, to wtedy, gdy są nieudolne. Te napisy powalają, bo znakomicie podrasowują dialogi oryginalne. Po obejrzeniu Teda regularnie mówię Kwiatkowi "daj przytula", co byłoby świetnym tłumaczeniem "give me a hug", gdyby nie to, że było to spolszczenie tekstu "come here, you bastard", którym Ted zachęca Johna do przytulania się. Po naciśnięciu brzuszka włącza się automatyczny głosik mówiący "I love you", a wtedy Ted wyjaśnia na wszelki wypadek, że nie jest gejem. Wypisałem sobie parę innych tłumaczeń, które mi się spodobały:
- thunder buddies - ziomki piorunochronki,
- fuck me, nice! - klawo, misiamać!
- don't ruin it - nie kwaś zabawy,
- that dude from your office is on the couch, making out with that Van Wilder looking guy - twój kumpel przeciąga ślinę z "Wiecznym studentem",
- my dick is squished by the TV - fujarę mi zmiazgało,
- Jesus fucking Christ - Jezus kurwa Maria,
- that's a weird fucking question - zryte pytanie.
niedziela, 11 listopada 2012
Cytat wart ocalenia
The worst time to have a heart attack is during a game of charades. (Demetri Martin)
Láska nebeská (Mariusz Szczygieł)
Oto wybitny Czech |
Naukowe tele-morele
Jako ludzie dojrzali pamiętamy, ja i Kwiatek, taki program z czasów komuny, pod tytułem Sonda. Zdawało się wtedy, że byłoby pięknie, gdyby powstał kanał tematyczny poświęcony nauce i technice, w którym występowaliby Kamiński z Kurkiem. Panowie zabili się w wypadku samochodowym, więc nie dożyli do naszych czasów z kanałami telewizyjnymi typu Discovery czy National Geographic. Już wspominałem o żelaznych tematach typu strefa 51 i kosmici - budowniczowie piramid. "Mogło być tak, że..." - po takim wstępie można podać najbardziej popieprzoną bzdurę, wierzcie mi - w tych kanałach TV z takiej okazji korzystają chętnie. Z Kwiatkiem dołączamy się z naszymi sugestiami. Mogło być tak, że Mieszko I był kosmitą. Mogło być tak, że Dąbrówka nie dostrzegła tego żadnym z ośmiorga swych oczu. A ja wspomnę jeszcze inną propagatorkę nauki w radiu, Hannę Marię Gizę, której akurat nie mogę zarzucić szerzenia idiotyzmów pod sztandarem nauki. Swego czasu jej gościem bywał pan astronom opowiadający ciekawie o gwiazdach. Zadzwoniła do radia dziewczynka zafascynowana pięknem rozgwieżdżonego nieba, która zdecydowała się studiować astronomię. Dziewczynko, pomyślałem, najpierw sprawdź, czy fascynować cię będą całki, pochodne i komputery.
Shank
Z właściwą sobie błyskotliwą elokwencją oświeciła nas niegdyś Kazia Szczuka, że "subkultura kiboli bazuje na skrytym homoseksualizmie, a spaja ją silnie manifestowana homofobia". I tu mamy coś z tych klimatów, bo główny bohater, śniady Brytyjczyk Cal, przeżywa konflikt wewnętrzny związany ze swoją niefortunną orientacją seksualną, którą musi ukrywać będąc członkiem quasi-przestępczej grupy. "Quasi", bo nie chodzi o przestępczość typową - czyli w celu wzbogacenia się - a raczej spontaniczne akty agresji wobec przypadkowych ludzi. Ciekawe, że kryterium rasowe nie stanowi już bariery. Wśród ofiar znalazł się gej Olivier, ale tym razem Cal nie dość, że się do kopania ofiary nie przyłączył, to jeszcze go bronił. Tym sposobem sam się wykluczył z zacnego towarzystwa, a ja na tym zatrzymam się w opowiadaniu fabuły, żeby nie zaliczyć się do towarzystwa redaktor Janickiej. Film jest ponury, ale zakończenie podnosi na duchu, a jeśli by ktoś rzekł, że topi widza w miodzie - nie uznam go za słabszego na umyśle.
Faceci od kuchni czyli Comme un chef
Bezkompromisowy niczym Terlikowski kandydat na wielkiego kucharza, co mniejszym być nie potrafi, jest wyrzucany z pracy z szybkością karabinu. Żaden ćwok nie będzie jadł na jego oczach soli (ryby znaczy) popijanej czerwonym winem. A powinien trochę wyluzować, bo ma kobietę w ciąży, z którą nawet ślub planuje (z kobietą, nie z ciążą), więc przydałaby się finansowa stabilizacja. Na jej drodze staje Alexandre, wypsztykany z nowych idei szef kuchni znanej restauracji, któremu akurat przydałby się taki niespełniony kucharski geniusz. W tej roli Reno w wieku beatlesowskim, czyli sixty-four, co po nim widać. Jedna pani kiedyś narzekała na zbytni infantylizm filmów dla dzieci, bardzo niesłusznie chyba. Jeśli chodzi o ten infantylny film, to jest on niezbyt dla dzieci i to byłaby jego główna słabość.
Zakochani w Rzymie czyli To Rome With Love
Wiadomo, że Allen zakochany jest w Nowym Jorku, Paryżu i Wenecji. A tu proszę, zrobił sobie skok w bok do Rzymu. Przy okazji sklecił opowiastkę i nam teraz pokazuje. Sklecił - brzmi niemiło, ale cóż na to poradzić, że film sklejony z paru wątków, które łączy zaledwie miejsce akcji, nie wydaje mi się spełnieniem oczekiwań w przypadku tego twórcy. Ale to pominąwszy, przyznam, że momenty były. Wątek z Benignim podobno przybliża prawdę o włoskiej telewizji, która każdemu obiecuje sławę przez parę minut. Choćby po to, żeby nabożnie słuchać o tym, jakim dżemem posmarował dzisiaj swoją kanapkę. W naszej rzeczypospolitej też tak było, ale już się chyba skończyło, bo nie zatańczysz na lodzie, jeśli gwiazdą nie jesteś. I jak ma się czuć społeczeństwo na lodzie zostawione, kiedy nie patrzy na nie oko kamery? W jednym z wątków mamy Baldwina, który jest postacią dziwną w sensie konstrukcji fabuły - bo jest nierzeczywisty, ale bierze udział w życiu grupy młodych Amerykanów wtrącając cały czas swoje trzy eurocenty w ich rozmowy. Ślicznie miesza nam Allen w główkach perspektywy czasowe - w jednym wątku świeżo poślubiona żona wychodzi do fryzjera, a wraca dzień później mając na bakier z wiernością małżeńską (jej mąż zresztą też). W tym czasie w innym wątku dochodzi do realizacji paru operowych spektakli z udziałem cudownie odkrytego talentu śpiewaczego, który wyzwala się tylko pod prysznicem. Moja znajoma też tak miała, kiedy zmywała. Już wtedy wpadłem na pomysł, żeby postawić dla niej zmywak na scenie w La Scali. Ale nic z tego, taki talent się zmarnował...
niedziela, 4 listopada 2012
Dzikie pole czyli Дикое Поле
Na pomysł obejrzenia tego filmu wpadłem po tym, jak zobaczyłem jego fragment w telewizji. Nie cierpię oglądać filmów od środka, więc odszedłem od odbiornika, ale wcześniej sprawdziłem tytuł. Tu dodam, że był to telewizor u rodziców, który na ogół wyświetla przerażające brednie o strefie 51 i kosmitach - budowniczych piramid, a wszystko w paśmie naukowym. Dzikie pole wyróżnia się bodaj w każdym ujęciu dwiema własnościami - dziwnym stepowo-księżycowym krajobrazem pustkowia i urodą mieszkańca domu stojącego samotnie pośród (dom stoi cały czas, a mieszkaniec - chwilami). Jest to nie byle kto, bo lekarz, który musi się w swojej pracy uciekać do bardzo niestandardowych metod z pogranicza medycyny i szamaństwa. Nie dlatego, że jest nawiedzony, a jedynie z tej przyczyny, że świetność tego ośrodka zdrowia przeminęła wraz z imperium i są teraz ciekawsze pozycje w budżecie niż zaopatrzenie placówki na dalekiej prowincji zamieszkałej rzadko (bo nie gęsto) przez mongoloidalną ludność. Przy okazji oglądamy reanimację z użyciem rozpalonego żelaza, o tym nie wspomnieli na moim kursie pierwszej pomocy. Jest to film z nurtu PSF, ważniejszy jest nastrój, nie fabuła. Nie chodzi o to, że się mało dzieje, ale o to, że chcielibyśmy wiedzieć dużo więcej. Co zadecydowało, że doktor Mitia podjął się pracy w tym miejscu? Na dobrą sprawę nie wiemy nawet, czy mu się na tym stepie podoba. Naczelne pytanie Anity Werner i całego TVN, "Jakie są pana emocje?", pozostaje bez jasnej odpowiedzi. Emocje nie mogą być jednak zbyt radosne, bo Mitia i my razem z nim przyglądamy się upadkowi, a to wciąga. Upadek człowieka zaczął się już czasach jaskiniowych, ale ciągle jeszcze jest fascynujący.
Kupiliśmy zoo czyli We Bought a Zoo
Sześć miesięcy po śmierci ukochanej żony Benjamin Mee postanowił kupić nowy dom. Po długich poszukiwaniach znalazł, ale to był dom z zoo w pakiecie. Jednak kupił, bo co, jak nie zwierzątka, wyleczy dzieci z melancholii po stracie mamy. Wszystko jest dość przewidywalne w tym filmie, ale ma on tę zaletę, że ludzie w nim są spokojne, nie dochodzi do żadnego mordobicia, ale bynajmniej nie dlatego, że nie ma powodu. Pomimo przejściowych kłopotów na koniec wszystkim się buzia śmieje, poza nielicznymi momentami kiedy się tymi buziami całują, ale bądźmy wyrozumiali - czy można całować się z roześmianymi buziami?
Aleksandra Pawlicka pisze "zajebiście"
Czyni w to w książce pod tytułem Światoholicy. Oto cytat: Obowiązkowo każdą deskę rozdzielczą zdobi młynek modlitewny w zajebiście złotym odcieniu plastiku. Takie obyczaje panują w Nepalu i dotyczą ciężarówek. Poza tym zdaniem książka pisana jest dość grzecznie. Podobno już jakiś proboszcz opowiadał o zajebistym Duchu Świętym (przy okazji - oczywiście wypieram się). Bądźmy zajebiści! W razie problemów pamiętajcie o Braveranie. Po Braveranie zawsze ci..., to znaczy będziesz w stanie. Zrobili dziewczynki i chłopcy parodię reklamy, producent zaskarżył, oj mało ci on zajebisty.
Paweł Moczydłowski mówi
Wracamy do sprawy samotnej matki z dziećmi, którą o dziesiątej wieczorem policja wywlokła z domu za dług wobec US, a dzieci ulokowała u rodzin zastępczych. Mówi Moczydłowski.
I jaki to interes zrobiło państwo polskie? Dwóch tysięcy nie odzyskało, a jeszcze drugie tyle dołożyło na opiekę nad dziećmi, bo takie stawki biorą rodziny zastępcze.
czwartek, 1 listopada 2012
Prezesuniu, nie bój się!
Przedwczoraj po enuncjacjach i elukubracjach mogliśmy sobie wybrać, czy na trzydziestu (lub osiemdziesięciu) fotelach samolotu rozbitego w Smoleńsku znaleziono
- trotyl lub nitroglicerynę,
- trotyl i nitroglicerynę,
- substancje dające we wskazaniach niektórych urządzeń odczyt taki, jak cząsteczki zjonizowane występujące w materiałach wysokoenergetycznych.
Na atak zimy w październiku
Spanikowana ludność zmotoryzowana rzuciła się wymieniać opony na zimowe. W związku z tym przyszło mi do głowy hasło reklamowe: Michelin, więc jestem (© Gżdacz). Bardzo za nie przepraszam, w zamian za to nie dołączę stosownego gifa z Laną.
Nic nie rozumiem, bo jestem bez serca i bez dzieci
Policja w Opolu przyszła do jednej pani, by ją aresztować, a jej dzieci zabrała do rodziny zastępczej. Zatrzymana była winna skarbowi państwa 2000 złotych. Jak można być tak nieczułym? Jak można się tak znęcać nad dziećmi? Takie pytania rozlegają się w polskich mediach tabloidalnych. Ta troska o dzieci, które jak nic teraz wyrosną na psychopatów lub impotentów, jest chyba cokolwiek przesadzona. Niegdyś czytałem, że statystycznie ofiary molestowania seksualnego mają mocniejszą niż średnia psychikę. Wprawdzie nie rozumiem, czemu dzieci nie mogły pozostać pod opieką znajomej osoby, ale to inna sprawa. Generalnie wniosek jest taki, że kobiety samotne z dziećmi nie muszą spłacać długów, bo każda próba ich egzekucji odbija się na dzieciach. Może by tak zrobić wersję kodeksu karnego dla samotnych kobiet z dziećmi? Jakże przydałyby się takie panie w zarządzie Ambergold. Dzieciom aresztowanej pani sugeruję, aby skierowały ją na kurs Coachingu na gruncie rodzinnym, bo tam można się dowiedzieć jak być odpowiedzialnym rodzicem. Mojej mamy tam nie skieruję, bo byłem już dość duży, kiedy skarbówka ścigała ją za niedopłatę VAT w wysokości 74 groszy. Pismo przesłane z tej okazji za 1,5 złotego groziło wszczęciem procedury karno-skarbowej. I jest nam odmówiony idiotyzm doskonałości - pisał poeta. W aspekcie, jaki miał na myśli - niewątpliwie tak, ale gdzie indziej nadrabiamy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)