piątek, 30 stycznia 2015
Bezwstydny Mortdecai czyli Mortdecai
Bohater tytułowy to ciekawy przypadek, bo trudno mi przywołać jakiś jego odpowiednik literacki lub filmowy ze znanych nam wcześniejszych dzieł. Jak twierdzą filologowie klasyczni, wszystko już napisali Grecy, a my tylko przetwarzamy. Mortdecai zapuścił właśnie wąsa i chwali nim się wszystkim dokoła, atoli Johanna, żona jego, nie może ścierpieć męża z tą niby-waginą pod nosem. Jest to główny temat ich przekomarzań, a po chwili przechodzą do spraw trzeciorzędnych, czyli ośmiomilionowego długu Mortdecaia wobec Jej Królewskiej Mości w formie nieuregulowanych należności podatkowych. Przyjdzie przekształcić posiadłość rodową w muzeum? Sytuacja Mortdecaia ulega zmianie, kiedy podejmuje współpracę z inspektorem Martlandem w sprawie obrazu Goyi, przy kradzieży którego zamordowano renowatorkę. W zabójstwo uwikłany jest znany terrorysta Strago. Kompetencje Mortdecaia wynikają z jego zainteresowania nie całkiem legalnym obrotem dzieł sztuki i jego koneksjami w szemranym półświatku. W perypetiach związanych z serią podróży bliższych i dalszych towarzyszy Mortdecaiowi nadzwyczaj wierny, dzielny i jurny Jock. Są gonitwy, pojedynki, włamania, podstępy, ale kwestia zasadnicza to ta, czy Mortdecai zgoli swój wąs pod wpływem żony - tę kwestię poruszy już redaktor Janicka. Ten film to całkiem udana komedia, najbardziej dzięki ścieżce dialogowej, nad którą ktoś najwyraźniej popracował. Lub dobrze spisał z książki, na podstawie której to zrobiono. Przy okazji zauważę, że w filmie wystąpił znany mi z Hollyoaks Guy Burnet w roli asystenta inspektora.
czwartek, 29 stycznia 2015
Ida Blankenship mówi (Mad Men, sezon 4 odcinek 7)
Czemu wszyscy o tym mówią? Jakbym chciała zobaczyć walczących Murzynów, wyrzuciłabym dolara przez okno.Tak wypowiedziała się o meczu bokserskim Cassiusa Claya (znanego później jako Muhammad Ali) z mistrzem świata Sonnym Listonem. Ida to sekretarka Dona Drapera, chyba jedyna naprawdę dowcipna postać w tym serialu. Niestety nie pożyła długo, parę odcinków zaledwie.
poniedziałek, 26 stycznia 2015
Frankowicze mają problemy
![]() |
Frankowicz w trudnym położeniu |
Zrezygnujemy ze sprzątaczki.
Na Dominikanę nie polecę.
Wybrałem to tendencyjnie stąd. Na pewno bywają też kłopoty poważniejsze, ale warto wiedzieć, że są i takie, więc jeśli już pomagać frankowiczom z użyciem pieniędzy publicznych, to także z użyciem mózgu. Przy tej okazji przytoczę obserwację socjologiczną: kredyt hipoteczny rozłożony jest na więcej lat niż trwa przeciętne małżeństwo, więc dochodzi do ciekawej, albo nieciekawej sytuacji, że ludzie, którzy mają siebie nawzajem serdecznie dość, muszą ze sobą mieszkać.
Siódmy syn czyli Seventh Son
Od mniej więcej piętnastej minuty filmu zacząłem się zastanawiać, o co chodzi. Nie przepadam za Scottem Cardem, ale jednak jest to pisarz, nie grafoman, więc jakim cudem taki badziew mógł powstać na podstawie jego książki? Sprawa wyjaśniła się na końcu, kiedy okazało się, że to wcale nie jest wytwór Carda, ale czyj inny, choć dowcipnie wzięto tytuł wprost z Carda. Inny poważny impuls do namysłu to udział znanych twarzy w tym przedsięwzięciu. Bridges mi nawet tak nie przeszkadza, bo on miewał wtopy, za to Julianne Moore dziwi nieco bardziej, ale pewnie musi ratować budżet, bo zastrajkował czyściciel basenów (?). Opowieść jest o tym, jak to mistrz Gregory, Stracharz (czyli coś jakby pospolity wiedźmin) wyjadacz, przygotowuje się na krwawą pełnię, w czasie której zło podejmie próbę zapanowania nad światem. Los zetknął go z Tomem, siódmym synem, który ma mu pomagać w zbliżającym się starciu, choć chłopak oblewa wszystkie próby i nic z niego nie będzie. Ale jak dojdzie do prawdziwej walki, to - co za niespodzianka! - będzie radził sobie wyśmienicie. Na czele złowrogiej watahy stoi mateczka Malkin, niegdysiejsza miłość Gregorego. No dobrze, ta historia nawet nie jest taka prosta, ale jakieś 95% filmu to pojedynki z różnorakimi potworami, tak wielkimi i uzębionymi, że po pięciu sekundach walki powinny sobie poradzić z tymi śmiesznymi ludzikami. Na coś podobnego narzekałem z okazji ostatniego Hobbita. Wiemy, że rodzynki w cieście są smaczne, ale z jakiegoś powodu nie robimy ciasta, które w 95% wypełnione byłoby rodzynkami.
Będzie pluszowe miasteczko?
Jak donosi Tok FM pigułka ellaOne, która - według specjalistów - nie ma nic wspólnego z aborcją, ale powoduje wstrzymanie ciąży krótko po stosunku, ma być dostępna bez recepty jedynie dla osób przynajmniej piętnastoletnich. Rozumiem, że zapis uzgodniono z progiem wiekowym, od którego dopuszczalne są stosunki seksualne (dygresja: taki próg oznacza w szczególności, że piętnastolatka, która wczoraj miała urodziny, a współżyje płciowo z chłopakiem dwa miesiące młodszym, jest w świetle prawa pedofilką, choć tydzień wcześniej nie była). Widzę więc oczyma wyobraźni bunt czternastoletnich i młodszych dziewcząt, które pójdą pod URM i rozbiją tam zbuntowane pluszowe miasteczko namiotowe. A Halina Bortnowska będzie im robiła wykłady o godności człowieka na przemian z czytaniem Pamiętników księżniczki.
czwartek, 22 stycznia 2015
Dzikie historie czyli Relatos salvajes
Film o wkurzonych ludziach, jak można było zrozumieć z zapowiedzi, i rzeczywiście. Mniej oczywiste było to, że film jest zlepkiem paru niepowiązanych ze sobą fabularnie historyjek, ale można przymknąć na to oko, bo są one dość udane. Świetny jest początek, w którym widzimy ludzi lecących samolotem, każdy z nich powiązany jest jakoś z Gustavem Pasternakiem, a najlepszy dowcip tkwi w napisach końcowych, z których dowiadujemy się kim była para staruszków, która obserwowała lecący samolot. Wiele trupów. Następne części opowiadają o jajkach z frytkami w nocnym barze (przynajmniej jeden trup), o skutkach chamstwa na drodze (dwa trupy), o pirotechniku nękanym przez operatora parkingów (raczej bez trupów), o bogatym tatusiu, który ma uratować z opresji syna po śmiertelnym wypadku przez niego spowodowanym (prawdopodobnie dwa i pół trupa, bo w tym gronie był płód). Ostatni, chyba najdłuższy epizod to jakby bałkańskie wesele (choć to podobno w Argentynie, nb. Kwiatek twierdzi, że żydowskie) o bardzo niezwyczajnym przebiegu, bo panna młoda (ale nie za bardzo młoda) właśnie odkryła, że jej świeżo poślubiony miał romans, kiedy byli narzeczonymi (trupów nie było, ale krew się polała). Przyjemnie patrzyło się na tych bohaterów targanych emocjami, ale wolałbym nie zetknąć się z nimi w realu. W zestawieniu z nimi mogę poczuć się jak niewiniątko, które ma na sumieniu zaledwie zniszczoną książkę rzuconą w afekcie o ścianę i parasol wrzucony do kosza na mieście.
Subskrybuj:
Posty (Atom)